Pracował pan z Pedro Almodóvarem, braćmi Coen, Milosem Formanem, Terrence'em Malickiem, Woodym Allenem, Alejandro Gonzalezem Inarritu, Samem Mendesem, Julianem Schnablem, Alejandro Amenabarem. A teraz do tej kolekcji gigantów artystycznego kina doszedł jeszcze Asghar Farhadi. Szczęściarz z pana!
Szczęściarzem to jestem przede wszystkim dlatego, że mam piękną żonę i dwójkę wspaniałych dzieci. Ale też rzeczywiście i dlatego, że: moje młodzieńcze sny o zawodowym sukcesie zamieniły się w rzeczywistość. Dotarłem i do Cannes, i do Hollywood, pracując ze wspaniałymi artystami. A kontakt z Asgharem Farhadim jest spełnieniem wszystkich marzeń aktora. To zresztą zabawna historia. Poszedłem do kina na jego „Rozstanie" i poczułem się tak, jakby ktoś walnął mnie obuchem w głowę. Irańskie realia, a ja tkwię w środku tej opowieści, ogromnie poruszony. Przemknęła mi wtedy przez głowę myśl: „Gdybym mógł choćby na jeden dzień znaleźć się na planie takiego filmu, spotkać takiego reżysera". No i pięć czy sześć lat później zadzwonił Asghar Farhadi, by powiedzieć, że będzie realizował film w Hiszpanii i postać jednego z bohaterów stworzył z myślą o mnie. Co więcej, okazuje się, że główną rolę kobiecą proponuje moje żonie, Penélope Cruz. Co za radość! Ale też jaka odpowiedzialność...