Tomasz P. Terlikowski: Wirus nieposłuszeństwa

Za chwilę możemy mieć nowego księdza Wojciecha Lemańskiego. Tym razem może się nim stać (oby nie)... ks. Jacek Międlar CM. Nie, nie chodzi mi o to, że ma on poglądy lewicowe czy liberalne ani że stał się bohaterem „Gazety Wyborczej".

Aktualizacja: 21.02.2016 17:25 Publikacja: 18.02.2016 21:24

Tomasz P. Terlikowski: Wirus nieposłuszeństwa

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompała

Chodzi o to, że przy okazji przeniesienia tego kapłana i zakonnika z Wrocławia do Zakopanego na narodowej prawicy ujawniły się dokładnie te same emocje i modele działania, które po lewej stronie wzbudziła sprawa ks. Lemańskiego.

Przesada? Może trochę, ale tylko jeśli chodzi o zachowanie obu duchownych. Ksiądz Międlar, choć młodszy, podporządkował się woli przełożonych, zawiesił konto na Twitterze i przeniósł na nową placówkę. A tego nie da się powiedzieć o działaniach ks. Lemańskiego. Jeśli jednak idzie o zachowanie wyznawców obu duchownych, to podobieństw jest o wiele więcej. I jedni, i drudzy zachwycali się jednoznacznie politycznymi zachowaniami obu duchownych, choć – warto przypomnieć – kapłani i zakonnicy powołani są do ewangelizacji i misji, a nie do uczestnictwa w wiecach (nawet tych najsłuszniejszych). Gdy przełożeni księży (nie ma znaczenia: słusznie czy nie) podejmowali decyzje politycznie niekorzystne dla ich idoli, ich wyznawcy zaczynali akcje protestacyjne i uznawali je za skandal, a niekiedy wprost próbowali wymusić zmianę decyzji. Jednym słowem: i jedni, i drudzy ulegali pokusie nieposłuszeństwa.

Właśnie pokusie, bowiem z perspektywy chrześcijańskiej posłuszeństwo przełożonym jest najpewniejszą drogą zakonnika do nieba. Nie ma też większego znaczenia, czy z perspektywy ludzkiej to słuszne czy nie, czy decyzję w sprawie losów duchownego podjęto pod naciskiem władzy świeckiej (albo mediów) czy z czystej złośliwości. Jeśli przełożeni decyzję podjęli, to zakonnik (i kapłan diecezjalny) ma ją wykonać, o ile nie jest sprzeczna z prawem naturalnym. Jakby tego było mało, jeśli ją wykona (i to bez psioczenia), z perspektywy Bożej odniesie same korzyści. Święty ojciec Pio, św. Faustyna Kowalska, św. Maksymilian Maria Kolbe nieustannie przypominali, że to właśnie posłuszeństwo prowadzi zakonnika do Boga.

Nie trzeba jednak sięgać aż do pism mistyków i świętych. Wystarczy uświadomić sobie, że takie podejście do sprawy jest konsekwencją życiowych wyborów. Zakonnik składa ślub posłuszeństwa (a kapłan diecezjalny przysięga posłuszeństwo biskupowi) i oddaje swoje życie przełożonym. Ci zaś mają prawo przenieść go nie tylko do Zakopanego, ale gdyby przyszła im na to ochota, nawet na Papuę-Nową Gwineę. Głos przełożonych jest bowiem – a tę prawdę pokazywali przez wieki najwięksi święci – głosem Boga.

Problem polega na tym, że katolickie podejście do posłuszeństwa jest sprzeczne z tym, co głosi współczesna kultura. Posłuszeństwo jest w niej frajerstwem, słabością, uległością. Katolicy żyją w tej samej przestrzeni ducha co inni i ulegają wirusowi samowoli, który wyklucza posłuszeństwo.

Wystarczy prześledzić historię Kościoła, by zrozumieć, że to błąd. Na przełomie XIX i XX wieku w USA pewien charyzmatyczny ksiądz odmówił przeniesienia się z jednej parafii do drugiej. Wsparli go wierni, którzy uznali, że decyzja biskupa była antypolska. W efekcie powstał Polski Narodowy Kościół Katolicki, a masa wiernych straciła kontakt z Kościołem powszechnym. W tym samym czasie w Polsce pewna pobożna zakonnica i grupa najpobożniejszych księży stworzyli zakon. Papież nakazał go rozwiązać, ale oni odmówili. Wiele wskazuje na to, że z ludzkiego punktu widzenia mieli rację. Skutkiem było powstanie Katolickiego Kościoła Mariawitów, który krótko potem zaczął głosić tezę, iż dzieci zrodzone z małżeństw księży i zakonnic są niepokalanie poczęte, próbował wprowadzić wielożeństwo biskupów (co się nie udało), i którego zwierzchnik został skazany za molestowanie dziewczynek.

To są właśnie skutki nieposłuszeństwa. Gdyby go nie było, historia i mariawityzmu, i ks. Franciszka Hodura, twórcy polskokatolicyzmu, mogłaby wyglądać zupełnie inaczej.

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Chodzi o to, że przy okazji przeniesienia tego kapłana i zakonnika z Wrocławia do Zakopanego na narodowej prawicy ujawniły się dokładnie te same emocje i modele działania, które po lewej stronie wzbudziła sprawa ks. Lemańskiego.

Przesada? Może trochę, ale tylko jeśli chodzi o zachowanie obu duchownych. Ksiądz Międlar, choć młodszy, podporządkował się woli przełożonych, zawiesił konto na Twitterze i przeniósł na nową placówkę. A tego nie da się powiedzieć o działaniach ks. Lemańskiego. Jeśli jednak idzie o zachowanie wyznawców obu duchownych, to podobieństw jest o wiele więcej. I jedni, i drudzy zachwycali się jednoznacznie politycznymi zachowaniami obu duchownych, choć – warto przypomnieć – kapłani i zakonnicy powołani są do ewangelizacji i misji, a nie do uczestnictwa w wiecach (nawet tych najsłuszniejszych). Gdy przełożeni księży (nie ma znaczenia: słusznie czy nie) podejmowali decyzje politycznie niekorzystne dla ich idoli, ich wyznawcy zaczynali akcje protestacyjne i uznawali je za skandal, a niekiedy wprost próbowali wymusić zmianę decyzji. Jednym słowem: i jedni, i drudzy ulegali pokusie nieposłuszeństwa.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Portugalska rewolucja goździków. "Spotkałam wiele osób zdziwionych tym, co się stało"
Plus Minus
Kataryna: Ministrowie w kolejce do kasy
Plus Minus
Decyzje Benjamina Netanjahu mogą spowodować upadek Izraela
Plus Minus
Prawdziwa natura bestii
Plus Minus
Śmieszny smutek trzydziestolatków