Oczywiście, że pamiętam. Zdobyliśmy to wyróżnienie z nieżyjącym już Henrykiem Wolnym. Z tej okazji mam nawet w domu bardzo pięknie haftowany proporczyk „PS". Niestety, trochę się organizatorom plebiscytu pokiełbasiło i wyhaftowali: Piotr Wolny i Henryk Gawryś. Podchodzę do tego sukcesu odrobinę sceptycznie, w 1984 roku była posucha w wynikach sportów pierwszego szeregu. Poza tym może panowała też nieco większa demokracja sportowa w mediach. Dobry rezultat był dobrym rezultatem, nie panowała piłka nożna.
Tamten plebiscyt wygrał tenisista stołowy Andrzej Grubba, przed wami, na czwartym miejscu, był lotnik Krzysztof Lenartowicz, za wami motorowodniak Waldemar Marszałek i dopiero pod koniec Włodzimierz Smolarek. Może dzięki temu Bal Mistrzów Sportu był ciekawy?
Na tamtym balu byliśmy na pierwszym miejscu, można powiedzieć, zrobiliśmy furorę, nawet będąc z żonami. Jako brydżyści nie czuliśmy się przesadnie skrępowani ograniczeniami dotykającymi wyczynowych sportowców. Więc Henio Wolny zawołał do kelnera: „Proszę do kubełka z lodem to, to i jeszcze tamto". Jak brać dziennikarska zobaczyła tę baterię trunków, to ustawiła się do nas kolejka, gdyż innym mistrzom sportu tak biesiadować nie wypadało. W kolejce stanęli nawet Wojciech Mann i Krzysztof Materna, już wtedy występowali w duecie, też mieli potrzebę rozmowy.
Pańskie spojrzenie na brydża nie wszystkim się podoba; czemu?
Bo mam krytyczny umysł, jestem w stanie skrytykować każdy pomysł. Poza tym całe życie byłem poza polityką związkową, prezesi zwykle mnie kochali, kiedy byłem im potrzebny, a jak nie byłem, to przechodzili na drugą stronę ulicy, bo mam niewyparzoną gębę. Brydż to także ogromne uzależnienie, a ja nie chciałem być uzależniony od brydża, bo to także uzależnienie od układów i sponsorów. W brydżu sponsorzy to nie instytucje, tylko ludzie, którzy grają i kupują prawo startu z najlepszymi. Po prostu. Ja zaś mam taki charakter, że nigdy w życiu o nikogo nie zabiegałem. No i jak dziś patrzę na nowe generacje brydżystów zawodowych, zwłaszcza amerykańskich, to widzę sformatowane głowy. Zero horyzontów. Między innymi dlatego odradziłem brydża moim synom, o co, nawiasem mówiąc, mają dziś do mnie trochę pretensji.