Plus Minus: Boris Johnson rozpisał przedterminowe wybory, aby zapewnić Partii Konserwatywnej większość w Izbie Gmin i wreszcie przeprowadzić brexit. 12 grudnia postawi na swoim?
Bardzo trudno powiedzieć. Boris jest niezwykle popularny, konserwatyści prowadzą w sondażach nawet kilkunastoma punktami procentowymi i gdybyśmy mieli jak dawniej rozgrywkę między torysami i laburzystami, wszystko byłoby jasne. Ale to już przeszłość. Weźmy mój okręg – Kensington (jedna z najdroższych dzielnic Londynu – red.). Tu, jak w reszcie kraju, rządziły na przemian Partia Pracy i Partia Konserwatywna. Ale w ostatnich wyborach do Parlamentu Europejskiego w proteście przeciw brexitowi ludzie masowo głosowali na Liberalnych Demokratów, którzy zresztą wygrali. W Izbie Gmin zaś wielu torysów, jak choćby Sam Gyimah (polityk wywodzący się z Ghany, który porzucił torysów na rzecz Liberalnych Demokratów – red.), zmieniło przynależność partyjną. Przy naszej ordynacji wyborczej, gdzie w każdym okręgu wygrywa tylko ten kandydat, który dostał najwięcej głosów, można teraz zdobyć mandat, mając ledwie jedną trzecią głosów.