To może być wieczór kumulacji szczęścia albo rozpaczy. O 19.00 na boisko w Belgii wyjdzie Lech, godzinę później przy Łazienkowskiej swój mecz zacznie Legia.
Zwycięzcy zyskają prawie 3 mln euro i szansę na jeszcze większy zarobek: każda wygrana w grupie to 570 tys., remis – 190 tys. Do tego dochodzą wpływy z tytułu praw telewizyjnych i marketingowych.
W sezonie 2015/2016, kiedy premie nie były jeszcze tak wysokie, Lech i Legia wzbogaciły się o około 5 mln euro, choć odniosły łącznie tylko dwa zwycięstwa. Lech pokonał wówczas na wyjeździe Fiorentinę, dwukrotnie zremisował z Belenenses i próbował się postawić FC Basel. Legia wygrała z Midtjylland, urwała punkt Club Brugge, wyraźnie odstawała tylko od Napoli.
Rok później Legia rozbiła bank, dostając się do Ligi Mistrzów (27 mln euro). A potem przyszły trzy chude lata, podczas których polskim zespołom pozostało oglądanie Champions League i Ligi Europy w telewizji.
Nadzieja, że w czwartek nastąpi koniec posuchy, jest więc ogromna. Lechowi nie przeszkadza brak wsparcia trybun, gra na wyjazdach czy sztuczna murawa. Odprawił już Hammarby (3:0) i Apollon Limassol (5:0), choć w żadnym z tych meczów nie był uznawany za faworyta.