Exit tax: świątynia bubli prawnych - komentuje Wojciech Tumidalski

Mawia się, że parlament to świątynia demokracji. Że tam dokonuje się najważniejsze: stanowienie prawa w imieniu społeczeństwa zwanego ostatnio suwerenem. Choć ostatnio są i tacy, którzy używają słowa „suzeren" – oznacza rządzącego, który nie jest niczyim wasalem. Ale ja nie o tym, lecz o poziomie naszej legislatury, która bije swoje własne rekordy bylejakości.

Publikacja: 15.11.2018 19:06

Exit tax: świątynia bubli prawnych - komentuje Wojciech Tumidalski

Foto: Adobe Stock

Wydawało się, że wyciągnięto nauczkę ze zdarzeń z 16 grudnia 2016 r., gdy po burzliwym proteście opozycji obrady Sejmu przeniesiono do Sali Kolumnowej. Okoliczności tamtego posiedzenia do dziś bulwersują, a wątpliwości nie rozwiało nawet prokuratorskie śledztwo dotyczącego tego, jak uniemożliwiano opozycji wejście do sali i zabranie głosu. Oficjalnie wszystko jest w porządku. Ale w rzeczywistości nie jest.

Czytaj także: Exit tax pełen niejasności

W maju tego roku znów Sejm został odcięty od świata. Po zarządzeniu marszałka Kuchcińskiego, które utrudniało życie protestującym w gmachu opiekunom niepełnosprawnych, na posiedzenia komisji sejmowych nie wpuszczano przedstawicieli organizacji ani ekspertów. Bez ich udziału rodzą się podejrzenia o stronniczość. Projekty rządowe – choć nie wszystkie – są opiniowane w czasie prac ministerialnych. Projekty poselskie już nie, a przez zarządzenie marszałka szansa na zebranie opinii przepadła.

Ale najgorsze jest stanowienie prawa w pośpiechu i bez dbałości o jego standard. Tak było z niesławną ustawą ustanawiającą 12 listopada dniem wolnym od pracy. Uchwalono ją w ostatniej chwili, jakby nikt wcześniej nie wiedział, że 11 listopada wypada w niedzielę, po której nastąpi poniedziałek. Gdy ustawa opuszczała Sejm i Senat, był 7 listopada, a musiał ją jeszcze podpisać prezydent, który teoretycznie miał na to 21 dni. Tu jednak przynajmniej nie ma zarzutu błędu procedury. Ten się pojawił, gdy Senat bez kworum przyjął inne przepisy – o składce ZUS, co właśnie słusznie wytknął mu Trybunał Konstytucyjny.

To nic nowego, że posłowie i senatorowie dokonują w poprawkach różnych wrzutek. Tak było i w poprzednich kadencjach parlamentu. Ale teraz miało być lepiej – a nie jest. Czasem taka wrzutka całkowicie zmienia kształt ustawy. Obserwujemy to w sprawie afery Komisji Nadzoru Finansowego. Prace Sejmu przyśpieszono, by móc przejąć bank, gdy prawnik miliardera Leszka Czarneckiego zawiadomił prokuraturę o korupcji w KNF.

Posłowie z pośpiechu namieszali też w przepisach o tzw. exit tax. Niby zapisano próg 4 mln zł wartości papierów wartościowych, powyżej którego osoba wyprowadzająca się z kraju płaci podatek. Zbieg kilku przepisów tej ustawy sprawia jednak, że progu w ogóle nie ma i podatek zapłaci każdy wyjeżdżający. Równocześnie tak zamulono przepisy o obowiązku podatkowym, że w rezultacie nie wiadomo, jak on powstaje.

Tak nie wolno. Nazwa Prawo i Sprawiedliwość do czegoś zobowiązuje.

Wydawało się, że wyciągnięto nauczkę ze zdarzeń z 16 grudnia 2016 r., gdy po burzliwym proteście opozycji obrady Sejmu przeniesiono do Sali Kolumnowej. Okoliczności tamtego posiedzenia do dziś bulwersują, a wątpliwości nie rozwiało nawet prokuratorskie śledztwo dotyczącego tego, jak uniemożliwiano opozycji wejście do sali i zabranie głosu. Oficjalnie wszystko jest w porządku. Ale w rzeczywistości nie jest.

Czytaj także: Exit tax pełen niejasności

Pozostało 82% artykułu
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Co dalej z podsłuchami i Pegasusem po raporcie Adama Bodnara
Opinie Prawne
Ewa Łętowska: Złudzenie konstytucjonalisty
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Podsłuchy praworządne. Jak podsłuchuje PO, to już jest OK
Opinie Prawne
Antoni Bojańczyk: Dobra i zła polityczność sędziego
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Likwidacja CBA nie może być kolejnym nieprzemyślanym eksperymentem