Maciej Stańczuk: Od paru lat źle się dzieje w polskiej bankowości

Rząd powinien przemyśleć politykę regulacyjną prowadzoną wobec banków, a przede wszystkim zredukować nadmierne regulacje i obciążenia zagrażające jego funkcjonowaniu

Publikacja: 16.09.2020 21:00

Maciej Stańczuk: Od paru lat źle się dzieje w polskiej bankowości

Foto: Fotorzepa, Marta Bogacz

Bez banków trudno walczyć z recesją Rząd powinien przemyśleć politykę regulacyjną prowadzoną wobec banków, a przede wszystkim zredukować nadmierne regulacje i obciążenia zagrażające jego funkcjonowaniu

Źle dzieje się od kilku lat w polskiej bankowości. To już nie są tylko kasandryczne wywiady i artykuły prezesów polskich banków (ich obawy najlepiej opisał Cezary Stypułkowski w „Rzeczpospolitej" w tekście „Siedem plag sektora bankowego w Polsce" z 16.08.2020) oraz Związku Banków Polskich. Wszyscy oni in gremio ostrzegają przed systematycznym pogarszaniem się wyników banków w Polsce – nie tylko ze względu na panującą pandemię. Scenariusze na obecny rok – i to te nie najbardziej pesymistyczne, ale bazowe – przewidują wielomiliardowe straty branży. Ekonomiści związani z instytucjami kontrolowanymi przez rząd nie podzielają aż takiego pesymizmu, ale oni też przyznają, że nie uniknie ona istotnego pogorszenia swojej sytuacji finansowej.

Są obiektywne przyczyny trudnej sytuacji sektora w wyjątkowym 2020 r. Kilkumiesięczny lockdown gospodarki musiał odbić się na działalności firm sfery realnej gospodarki, co już przekłada się na wysokości odpisów z tytułu złych kredytów. Bezprecedensowy 8,2-proc. spadek PKB w I półroczu 2020 musi pogorszyć sytuację banków, bo są one emanacją stanu gospodarki. Dodatkowa obniżka stóp NBP do realnie najniższego poziomu w UE jeszcze ograniczyła marżę odsetkową instytucji finansowych, najważniejsze źródło ich dochodów. Niektóre z mniejszych banków (głównie spółdzielcze) w czasie dekoniunktury i w długoterminowym środowisku niskich stóp staną przed problemem egzystencjalnym. Właściciele banków nie bardzo wiedzą, co zrobić ze swoimi aktywami, jak PZU, które kontroluje Aliora i Pekao. Wyniki i wyceny tych banków zmusiły PZU do dokonania odpisów, które istotnie obniżyły wynik netto grupy (aż o 827 mln zł w II kw. 2020) i zysk netto zmniejszył się o 80 proc. w porównaniu z 2019.

Na ten stan rzeczy ma też wpływ obciążenie sektora podatkami i innymi opłatami na poziomie jednym z najwyższych na świecie. Kuriozum jest zwłaszcza podatek bankowy, wprowadzony u nas na wzór Europy Zachodniej czy USA, z tym, że w Polsce żaden bank nie korzystał z pomocy państwa w czasie kryzysu w 2009 r. i bezpośrednio po nim, a obciążenia parapodatkowe, jak składki na BFG i inne fundusze celowe też są wyjątkowo wysokie). Dekoniunktura pandemiczna spowodowała zaostrzenie polityk kredytowych wielu banków. Symptomatyczna jest zwłaszcza reakcja banków kontrolowanych przez rząd, które najbardziej zaostrzyły kryteria przyznawania kredytów hipotecznych podnosząc o 100-200 proc. udział środków własnych kredytobiorców. Nie sądzę, by o to chodziło autorom szkodliwej koncepcji nacjonalizacji banków w Polsce.

Ponieważ nieszczęścia chodzą parami, to na trudną sytuację sektora z pewnością pozytywnie nie wpływają decyzje podejmowane przez regulatora rynku. W ostatnim zwłaszcza czasie widzieliśmy sytuację bez precedensu: BFG, który nie wiedzieć czemu zgodził się pełnić funkcję kuratora wyznaczonego przez KNF w Idei Banku zablokował planowaną transakcję sprzedaży aktywów banku (akcji spółki zależnej Idea Money), która poprawiłaby jego pozycję kapitałową. BFG nie podał uzasadnienia tej decyzji, niemniej należy się domyślać, że zablokował transakcję sprzedaży do spółek powiązanych z właścicielem, gdyż uznał ją za zabieg księgowy. Bank rzeczywiście krwawił przez ostatnie lata, jednak po zmianie zarządu na profesjonalny (prezes był członkiem zarządu NBP, RPP, prezesem największego banku komercyjnego w Polsce PKO BP, wreszcie BFG - doprawdy trudno o bardziej kompletny życiorys w bankowości podparty szerokim backgroundem makroekonomicznym) dokonał głębokiej restrukturyzacji kosztowej, a kolejnym krokiem jest wypełnienie brakującej luki kapitałowej, która na poziomie skonsolidowanym wynosi co najmniej 1 mld zł. Zarząd w zakresie restrukturyzacji operacyjnej i kosztowej wykonał rzeczywiście sporo pracy, gdyż Idea Bank pokazuje zysk na poziomie skonsolidowanym od czterech kwartałów. Nie jest łatwo w tak głębokim światowym kryzysie, przy wyjątkowo zniechęcających perspektywach inwestowania w banki (znacznie niższa rentowność banków w Polsce niż nawet w Europie Zachodniej) pozyskać na rynku świeży kapitał. Bo niby skąd miałby pochodzić? W takiej sytuacji najbardziej sensownym krokiem przywrócenia wyśrubowanych wymogów kapitałowych jest zwykle delewaryzacja, zmniejszenie bilansów, sprzedaż niestrategicznych części przedsiębiorstwa, redukcja aktywów ważonych ryzykiem, wpływających w bezpośredni sposób na zaangażowanie kapitałów banku.

Jeśli przyjrzymy się sposobowi, w jaki banki w Europie i USA radziły sobie po kryzysie finansowym 2009 r., to w przypadku Idea Banku trudno dopatrzyć się jakiś istotnych różnic w proponowanych pomysłach na polepszenie wskaźników kapitałowych. Z raportów takich instytucji jak MFW, EBC czy Banku Rozliczeń Międzynarodowych (BIS) w Bazylei wynika, że rekapitalizacja banków poprzez redukcję aktywów ważonych ryzykiem jest jednym z najważniejszych działań, których celem jest przywrócenie pozycji kapitałowej banków znajdujących się w kłopotach. W samej strefie euro banki zredukowały swoje aktywa o około bilion euro w latach 2009-2011. Takie kroki podejmowane m.in. wielkie banki europejskie: BNP, Credit Agricole, SocGen, Deutsche Bank, Commerzbank, RBS, Lloyds, Barclays, HSBC, Unicredit. Banki ze strefy euro były ponadto wspierane w tym trudnym okresie przez inne instrumenty (np. LTRO – trzyletnie finansowanie na preferencyjnych warunkach), o czym banki polskie mogą tylko pomarzyć.

Twarda rekapitalizacja poprzez emisję akcji skierowanych do inwestorów może się udać dopiero po restrukturyzacji kosztowej, operacyjnej, adaptacji modelu biznesowego do nowych warunków. Trudno sobie wyobrazić, by odwrotna kolejność miała jakąkolwiek szansę powodzenia. Instytucje multilateralne świata finansów wręcz wyznaczały ścieżki i tempo redukcji ekspozycji kredytowej banków. Według BIS poprawa wskaźników kapitałowych do 2016 r. nastąpiła w połowie poprzez redukcję sum bilansowych i delewaryzację. Szef Idea Banku publicznie przedstawił swoje argumenty wspierające przyjętą strategię (w kolejności następującej: restrukturyzacja wraz z pozbyciem się działalności niestrategicznej, a dopiero na końcu planowana jest nowa emisja akcji bądź długu podporządkowanego), moim zdaniem racjonalne i odpowiadające standardom rynkowym, również tym, które widzieliśmy w ostatniej dekadzie w świecie.

Jeśli zrestrukturyzowany bank nie będzie w stanie wypełnić kryteriów kapitałowych (Idea planuje przeprowadzenie publicznej emisji do kwoty 150 mln zł pod koniec 2020 r.; czy to się uda, trudno dzisiaj wyrokować) to powinien formalnie podlegać procedurom resolution (przymusowego przejęcia przez organy nadzorcze), tak jak każda inna instytucja finansowa nadzorowana przez KNF.

Sprawa jest na tyle istotna dla sektora bankowego w Polsce, że ewentualna decyzja organów nadzorczych i regulacyjnych rynku powinna być jasno przedstawiona i umotywowana. Do pogarszającej się sytuacji makroekonomicznej i regulacyjnej w sektorze bankowym instytucje takie jak KNF czy BFG nie powinny dorzucać elementu niepewności odrzucając sprawdzone standardy zewnętrzne. A przynajmniej podejmując decyzje zmierzające do resolution – powinny one być dokładnie wytłumaczone rynkowi. Nie jestem pewien, czy w tym przypadku tak rzeczywiście jest.

By po raz kolejny przejść suchą stopą przez największy kryzys po II Wojnie Światowej, gospodarka polska potrzebuje sprawnego systemu bankowego – takiego, który zachowa zdolność wspierania gospodarki. To banki były po 1989 r. filarem polskiej transformacji ustrojowej. Były nieprzerośnięte, rentowne, a przez to dobrze skapitalizowane. Nikt nie dokapitalizuje banków, jeśli nie są w stanie wypracowywać zadowalających zysków, a taka sytuacja ma niestety dzisiaj miejsce. Walka z recesją bez aktywnej roli banków komercyjnych będzie wielkim wyzwaniem, graniczącym z niemożliwością. Dlatego też rząd powinien przemyśleć politykę regulacyjną prowadzoną wobec banków, a przede wszystkim zredukować nadmierne regulacje i obciążenia, zagrażające jego funkcjonowaniu. Jeśli tak się nie stanie, czarne chmury zbierające się nad sektorem bankowym w Polsce już wkrótce mogą zmienić się w duży huragan.

Maciej Stanczuk - były prezes banków komercyjnych, doradca ekonomiczny Lewiatana, członek TEP.

Bez banków trudno walczyć z recesją Rząd powinien przemyśleć politykę regulacyjną prowadzoną wobec banków, a przede wszystkim zredukować nadmierne regulacje i obciążenia zagrażające jego funkcjonowaniu

Źle dzieje się od kilku lat w polskiej bankowości. To już nie są tylko kasandryczne wywiady i artykuły prezesów polskich banków (ich obawy najlepiej opisał Cezary Stypułkowski w „Rzeczpospolitej" w tekście „Siedem plag sektora bankowego w Polsce" z 16.08.2020) oraz Związku Banków Polskich. Wszyscy oni in gremio ostrzegają przed systematycznym pogarszaniem się wyników banków w Polsce – nie tylko ze względu na panującą pandemię. Scenariusze na obecny rok – i to te nie najbardziej pesymistyczne, ale bazowe – przewidują wielomiliardowe straty branży. Ekonomiści związani z instytucjami kontrolowanymi przez rząd nie podzielają aż takiego pesymizmu, ale oni też przyznają, że nie uniknie ona istotnego pogorszenia swojej sytuacji finansowej.

Pozostało 89% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację