Łatwiej zostać sędzią SN, niż awansować do sądu rejonowego - komentuje Wojciech Tumidalski

Łatwiej dziś zostać sędzią Sądu Najwyższego, niż awansować z sądu rejonowego do okręgowego. Taki wniosek płynie z obserwowanej właśnie operacji obsadzania nowych izb SN przez Krajową Radę Sądownictwa. Pozytywną rekomendację uzyskali w większości prokuratorzy bliscy Zbigniewowi Ziobrze.

Aktualizacja: 23.08.2018 22:31 Publikacja: 23.08.2018 22:18

Łatwiej zostać sędzią SN, niż awansować do sądu rejonowego - komentuje Wojciech Tumidalski

Foto: Fotolia.com

PiS odwrócił reformę PO i połączył prokuraturę z Ministerstwem Sprawiedliwości. Teraz prokuratorzy, karzące ramię rządu, wkraczają na najwyższy szczebel sądowy. Pomoże im sędzia delegowany do resortu, profesor, który na zlecenie marszałka Sejmu przygotował opinie prawne o legalności rewolucji w Trybunale Konstytucyjnym, były sędzia od upadłości i stały komentator państwowej telewizji, a także radczyni prawna prokuratury i pełnomocniczka jednego ze znanych prokuratorów w jego procesach. To oni mają zasiadać w nowo tworzonej Izbie Dyscyplinarnej SN i sądzić występki prawników. Rada, nawet jeśli wierzy w potrzebę oczyszczenia środowiska i chce je przeprowadzić, robi to źle. Nie da się obronić szaleńczego tempa jej pracy, a tym bardziej efektów. Kandydatury są zbyt bliskie rządowi.

Czytaj także: Śledczy osądzą sędziów 

Przypomnijmy, co się działo przed dobrą zmianą, gdy pojawił się jakiś kandydat do Sądu Najwyższego. Wybrany sędzia SN sporządzał analizę jego kilkudziesięciu orzeczeń, badano statystyki, a jeśli był to naukowiec – analizowano dorobek. Powstawała z tego kilkunastostronicowa opinia o kandydacie przedstawiana wszystkim członkom izby SN, do której aplikował. Kandydat rozmawiał z sędziami, potem było pierwsze głosowanie, analiza opinii i statystyk, później kolejne – całej izby SN. Na wszystko był czas. A to nie koniec sita, bo pretendent stawał jeszcze przed całym składem SN i sam się prezentował. Wynik głosowania sędziów i pełna dokumentacja wędrowały do KRS, a tam były poddawane kolejnym analizom, nie mniej wnikliwym.

Czy oglądany właśnie tryb pracy Krajowej Rady Sądownictwa, która po kilkunastominutowym spotkaniu z kandydatem i kilkuminutowej dyskusji w gronie własnym decydowała o rekomendacji, w ogóle daje się z tym porównać? Cała ta operacja jest nie do obrony i odziera przyszły Sąd Najwyższy z niezbędnej mu do działania wiarygodności. Przykro na to patrzeć. Nie zdziwię się, jeśli pod wpływem czekających nas nominacji sędziowskich z orzekania w SN zrezygnują kolejni powszechnie szanowani sędziowie – nie tylko ci, którzy z racji wieku myślą już o stanie spoczynku.

W wielkiej wymianie kadrowej składu Sądu Najwyższego króluje metoda faktów dokonanych. Zawsze skuteczna. Będzie się musiał z nią zmierzyć Trybunał Sprawiedliwości UE, który wkrótce ma ocenić reformę naszego sądownictwa. Czyżby chodziło o to, aby ubiec Trybunał?

Część kandydatów stających przed KRS nie ukrywała, że chodzi im nie o dostanie się do SN, ale o możliwość podważenia legalności trwającej procedury. Odwołają się do sądu, który być może potwierdzi, że obwieszczenie prezydenta o wakatach jest nielegalne, bo nie ma kontrasygnaty premiera, że wybrana przez polityków KRS działała bezpodstawnie... Cóż z tego, skoro wnioski będą już na biurku prezydenta, który wręczy akty powołania i odbierze przysięgę od rekomendowanych. Mam tylko prośbę, by nie zrobił tego nocą, jak z sędziami Trybunału Konstytucyjnego, ale przy światłach, by wszyscy widzieli twarze powołanych i oblicza członków KRS. I przyjrzeli się, czy nie ma na nich wstydu.

PiS odwrócił reformę PO i połączył prokuraturę z Ministerstwem Sprawiedliwości. Teraz prokuratorzy, karzące ramię rządu, wkraczają na najwyższy szczebel sądowy. Pomoże im sędzia delegowany do resortu, profesor, który na zlecenie marszałka Sejmu przygotował opinie prawne o legalności rewolucji w Trybunale Konstytucyjnym, były sędzia od upadłości i stały komentator państwowej telewizji, a także radczyni prawna prokuratury i pełnomocniczka jednego ze znanych prokuratorów w jego procesach. To oni mają zasiadać w nowo tworzonej Izbie Dyscyplinarnej SN i sądzić występki prawników. Rada, nawet jeśli wierzy w potrzebę oczyszczenia środowiska i chce je przeprowadzić, robi to źle. Nie da się obronić szaleńczego tempa jej pracy, a tym bardziej efektów. Kandydatury są zbyt bliskie rządowi.

Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Likwidacja CBA nie może być kolejnym nieprzemyślanym eksperymentem
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Opinie Prawne
Marek Isański: Organ praworządnego państwa czy(li) oszust?
Opinie Prawne
Marek Kobylański: Dziś cisza wyborcza jest fikcją
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Reksio z sekcji tajnej. W sprawie Pegasusa sędziowie nie są ofiarami służb
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Ideowość obrońców konstytucji