Władza widzi w alkoholu tylko zysk

Akcyza to jedna z żelaznych pozycji na liście budżetowych wpływów, a rząd chce na alkoholu zarabiać jeszcze więcej, wprowadzając nowe podatki. Szkoda, że unika przy tym tematu kosztów picia, jakie ponosi całe społeczeństwo.

Aktualizacja: 19.01.2020 21:08 Publikacja: 19.01.2020 21:00

Władza widzi w alkoholu tylko zysk

Foto: Fotorzepa, Michał Walczak

Koszty te szacuje się na 30 mld zł i nie chodzi tylko o wydatki na leczenie alkoholików, lecz także o efekt wypadków spowodowanych pod wpływem alkoholu czy rozpad rodzin przez procenty. Wniosek: jako społeczeństwo dopłacamy do tego interesu, ale to już władzę niekoniecznie interesuje.

Bez akcyzy budżet by się po prostu nie spiął. Czy chociaż ludzie będą mniej pić, gdy alkohol zdrożeje? Wielu, nawet wiedząc, iż coś jest szkodliwe, i tak będzie się truć. Każda podwyżka cen w oficjalnej dystrybucji powoduje, że więcej osób sięga po alkohol z szarej strefy, a to wiąże się z zatruciami czy śmiercią po spożyciu skażonego produktu.

Najwygodniej byłoby wszelkich używek zakazać, ale to, jak wiemy, też droga donikąd, o czym przekonali się choćby Amerykanie ze swoją prohibicją. Zresztą gdyby mierzyć skalę szkodliwości społecznej, to na zakaz sprzedaży zasługiwałyby też słodycze, a także wszelkie gazowane i słodzone napoje. Alkohol dostępny jest nawet w krajach arabskich, choć islam go wyraźnie zakazuje.

Pozostają edukacja, zapobieganie. W Polsce trudno jednak uświadczyć prowadzoną centralnie politykę uświadamiającą, do czego prowadzi nadmierne spożycie alkoholu. Tymczasem sięgają po niego coraz młodsi – przynajmniej raz w tygodniu pije 12,6 proc. 15-letnich chłopców i 9,2 proc. ich rówieśniczek.

Gdy coraz głośniej zaczęło się mówić o lawinowym wzroście sprzedaży słabszych, kolorowych wódek w tzw. małpkach, rząd zareagował planem ich dodatkowego opodatkowania. Na słupkach z dochodami budżetu procenty idą w górę, brakuje za to refleksji, że może warto się zastanowić nad zasadami ekspozycji wyrobów alkoholowych, skoro mimo zakazu sprzedaży nieletnim oni i tak je kupują.

Kraje skandynawskie próbowały uporać się z pijaństwem, ograniczając dystrybucję alkoholu i drastycznie podnosząc ceny. Efekt? Niekoniecznie zauważalny, co tylko potwierdza, jak trudna to walka. Na pewno nie jest ją łatwiej prowadzić, gdy i władzy szumi w głowie od procentów.

Koszty te szacuje się na 30 mld zł i nie chodzi tylko o wydatki na leczenie alkoholików, lecz także o efekt wypadków spowodowanych pod wpływem alkoholu czy rozpad rodzin przez procenty. Wniosek: jako społeczeństwo dopłacamy do tego interesu, ale to już władzę niekoniecznie interesuje.

Bez akcyzy budżet by się po prostu nie spiął. Czy chociaż ludzie będą mniej pić, gdy alkohol zdrożeje? Wielu, nawet wiedząc, iż coś jest szkodliwe, i tak będzie się truć. Każda podwyżka cen w oficjalnej dystrybucji powoduje, że więcej osób sięga po alkohol z szarej strefy, a to wiąże się z zatruciami czy śmiercią po spożyciu skażonego produktu.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację