– Będziemy się odwoływać do Sądu Najwyższego – deklaruje Ryszard Petru, gdy pytamy, jak Nowoczesna sobie poradzi bez państwowych milionów.
W poniedziałek tygodnik „Polityka" poinformował, że trwające od kilku miesięcy badanie rozliczeń Nowoczesnej skończyło się dla partii negatywnie. Państwowa Komisja Wyborcza odrzuciła sprawozdanie finansowe partii Petru z wyborów do Sejmu jesienią minionego roku. W efekcie Nowoczesna może stracić nawet 75 proc. dotacji, którą partia dostanie za zdobyte mandaty w parlamencie, oraz do 75 proc. subwencji, czyli pieniędzy uzależnionych od wyniku wyborczego. Nowoczesnej przysługuje roczna subwencja w wysokości 6,2 mln zł, a więc po cięciach partia Petru mogłaby stracić kilka milionów.
Kłopoty finansowe Nowoczesnej wyszły na jaw w kwietniu. Jak informowała wówczas „Rzeczpospolita", biegły rewident oceniający na zlecenie PKW rozliczenia Nowoczesnej uznał, że partia Petru niezgodnie z przepisami przelała kwotę blisko 2 mln zł z rachunku partii bezpośrednio na konto komitetu wyborczego. Zgodnie z prawem wyborczym pieniądze najpierw powinny trafić na konto funduszu wyborczego partii, a dopiero stamtąd mogą zostać przelane na konto komitetu wyborczego.
Petru w rozmowie z „Rzeczpospolitą" mówił w kwietniu, że jego partia przedstawiła PKW swoje analizy prawne. Wyjaśniał, że wspomniane pieniądze nie pochodziły z wpłat od zwolenników Nowoczesnej, lecz z kredytu bankowego, a więc sprawa jest transparentna. Przekonywał też, że doszło do nieznaczącej pomyłki – Nowoczesna wzięła kredyt w banku, w którym miała jednocześnie konto komitetu wyborczego, i dlatego środki trafiły bezpośrednio na ten rachunek. Tyle że przekazanie pieniędzy z pominięciem funduszu wyborczego jest podstawą do odrzucenia przez PKW sprawozdania finansowego komitetu.
– Liczę na to, że PKW uzna nasze argumenty. Jeśli jednak decyzja będzie dla nas niekorzystna, to oczywiście odwołamy się do sądu – zapowiadał Petru.