Zdania dotyczące projektu są jednak podzielone. – Zaostrza on zasady korzystania z pierwokupu. Jednocześnie stawia tak wyśrubowane wymagania uprawnionym do tego prawa, że przestaną z niego korzystać – uważa poseł PiS Waldemar Buda.
– Umowa zawierająca prawo pierwokupu może dopuszczać późniejszą zapłatę ceny – mówił podczas dyskusji sejmowej Łukasz Piebiak, wiceminister sprawiedliwości. Poza tym – zauważył – wzrosną koszty transakcji, bo za taki depozyt trzeba przecież zapłacić.
Inaczej uważa adwokat Maciej Obrębski. – To dobre rozwiązanie, które rzeczywiście poprawi bezpieczeństwo obrotu prawnego nieruchomości obciążonych tym prawem – twierdzi. Dziś – wyjaśnia – sprzedający nie ma faktycznie stuprocentowej pewności, że korzystający z prawa pierwokupu mu zapłaci.
Mec. Obrębski przypomniał, że prawo pierwokupu to ważna instytucja. Często korzysta się z niej w wypadku umów najmu nieruchomości. Prawo to polega na zastrzeżeniu dla jednej ze stron pierwszeństwa kupna danej nieruchomości na wypadek, gdyby druga strona chciała sprzedać ją innej osobie.
Wówczas wybrany kontrahent może kupić, pod warunkiem że uprawniony nie wykona swojego prawa.
W praktyce kupujący zawiera ze sprzedającym w formie aktu notarialnego warunkową umowę sprzedaży nieruchomości. Następnie sprzedający zawiadamia podmiot, któremu przysługuje prawo pierwokupu, że planuje zbyć nieruchomość, przesyłając mu treść warunkowej umowy. W praktyce robi to najczęściej za niego notariusz. Uprawniony ma 30 dni na podjęcie decyzji, czy kupuje, czy nie kupuje na zasadach ustalonych w warunkowej umowie.