Naczelny TVN24 Michał Samul: Patrzymy rządzącym na ręce

Paradoksalnie, zamiast świętować w spokoju to, co nam się udało osiągnąć, zamiast celebrować te 20 lat razem i dziękować naszym widzom za te wszystkie wspólne chwile, mierzymy się z sytuacją, w której politycy chcą nam zamknąć usta – z Michałem Samulem, redaktorem naczelnym TVN24 i „Faktów" oraz członkiem zarządu TVN Discovery Polska, rozmawia Bogusław Chrabota, redaktor naczelny „Rzeczpospolitej.

Aktualizacja: 19.07.2021 10:45 Publikacja: 18.07.2021 18:54

Naczelny TVN24 Michał Samul: Patrzymy rządzącym na ręce

Foto: materiały prasowe

Czy wszechobecne czarne ekrany, które przywitały nas o poranku w ramach akcji „Media bez wyboru", to katastroficzna wizja, która już niedługo w jakiejś mierze może się ziścić? Czy TVN24 za dwa miesiące może przestać nadawać?

Nasza stacja przetrwa, będzie istniała i się rozwijała. Nie ma innego scenariusza. Mimo niezrozumiałej zwłoki, która jest bardzo niepokojąca, wciąż czekamy na jedyną możliwą decyzję Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. Na gruncie polskiego prawa nie ma podstaw do tego, by koncesja nie została nam udzielona. Rządzący nie muszą być zachwyceni tym, że patrzymy im na ręce, zadajemy pytania i weryfikujemy obietnice. Mamy silne przekonanie, że poprawiamy w ten sposób jakość społeczeństwa obywatelskiego i demokracji w naszym kraju. Jednocześnie jesteśmy mocno podbudowani wsparciem, jakie dostaliśmy w odpowiedzi na brutalny atak na naszą firmę i bezprecedensową próbę zamknięcia nam ust. To inicjatywy pojedynczych osób, naszych widzów, ale też rozmaitych organizacji i stowarzyszeń. Mnóstwo dobrej energii, która została tym wrogim aktem wyzwolona, co pokazuje, jak bardzo jesteśmy potrzebni.

Jakie opcje są dziś brane pod uwagę?

Za wcześnie, żeby mówić o dodatkowych opcjach. Czekamy na udzielenie nam koncesji. Wierzę, że wciąż żyjemy w państwie prawa, a ze wszystkich ekspertyz jednoznacznie wynika, że zgodnie z obowiązującą ustawą ta koncesja musi nam zostać udzielona.

Czy jeśli wejdzie w życie poprawka proponowana przez grupę posłów PiS, koncesję na naziemne nadawanie mogą stracić też inne kanały grupy TVN?

To skandaliczna próba ukarania właścicieli niezależnej stacji informacyjnej i wywarcia wpływu na poszczególne redakcje TVN. Próba zakneblowania nam ust, która się nie powiedzie. Na szczęście wydaje się, że ten pomysł nie ma poparcia w parlamencie i takiego poparcia nie uzyska. Wejście w życie tej ustawy byłoby pogwałceniem wszelkich norm, które obowiązują w Unii Europejskiej. To byłby nie tylko zamach na wolność słowa i niezależność mediów, ale też bezprecedensowy atak na własność prywatną, podważający zaufanie do stabilności inwestycji zagranicznych w Polsce. Byłoby to uderzenie w sojusz polsko-amerykański i tym samym jawne przeciwstawienie się polskiej racji stanu.

Sądzisz, że władza zdecydowała się na rozegranie wariantu węgierskiego?

Powtarza się pewien schemat przejmowania mediów. Po uczynieniu z mediów publicznych partyjnego biuletynu, rodem z Korei Północnej, na naszych oczach podobny proces zachodzi właśnie w lokalnych dziennikach i portalach grupy Polska Press, gdzie redaktorów naczelnych i doświadczonych dziennikarzy wymienia się na partyjnych aparatczyków. Polska to nie Węgry. Atak na TVN pokazał, że Polacy są po stronie wolności i niezależności mediów. Nadal jest w naszym kraju sporo redakcji i instytucji, których nie udało się zneutralizować. Tradycje demokratyczne w naszym kraju i świadomość tego, z czym mogłaby się wiązać utrata wolnych mediów, powodują, że scenariusz węgierski się u nas nie ziści. Polacy nie pozwolą na to, żeby ktoś im narzucał, jak mają myśleć. Nie dadzą pozbawić się przywileju obserwowania rzeczywistości poprzez media, którym wierzą i ufają. Jestem głęboko przekonany, że sprzeciw będzie jednoznaczny.

W TVP Info mówią, że jesteście ich odwrotnością, że manipulujecie, tyle że w drugą stronę. Co odpowiesz na takie postawienie sprawy?

Nie ma sensu zajmowanie się TVP Info, bo oni po prostu codziennie udowadniają, że startują w zupełnie innej dyscyplinie. Nie mam w sobie zgody na określanie tego, co tam się dzieje, dziennikarstwem. To podstawowa różnica pomiędzy wolnością a zniewoleniem, między niezależnością a podległością. Jeżeli ktoś chciałby zobrazować tę dychotomię, to wystarczy właśnie porównać TVN 24 z TVP Info. My realizujemy na antenie własne dziennikarskie pomysły, sami kształtujemy nasze programy. Wykuwamy wspólnie decyzje podczas kolegiów redakcyjnych, natomiast TVP Info realizuje po prostu partyjną agendę zleconą im za pomocą partyjnego oficera, którym jest dzisiejszy prezes TVP.

Kto w waszym przypadku kreuje linię anteny? W jakim stopniu zarząd i właściciele wpływają na to, co pojawia się w programie?

Jesteśmy w tej szczęśliwej sytuacji, że mamy olbrzymi przywilej pracy z właścicielami, którzy zdają sobie sprawę, na czym polega postulat wolnej, niezależnej prasy. Wiedzą, czym jest odrębność i niezależność redakcji od struktur korporacyjnych i biznesowych. Tak było od początku TVN, obecni właściciele też bardzo dobrze to rozumieją i dlatego tak zdecydowanie występują w obronie tych wartości. Zbieramy się rano na kolegium redakcyjnym i omawiamy najważniejsze wydarzenia, których się spodziewamy. Później odbywają się kolegia poszczególnych programów. Dziennikarze, wydawcy, reporterzy i producenci debatują o tym, w jaki sposób opowiedzieć o wydarzeniach, tak by było to jak najbardziej użyteczne dla naszych widzów. I nie ma tu przestrzeni na jakąkolwiek ingerencję z żadnej strony. To redakcja jest jedyną i najwyższą instancją, która podejmuje wszystkie decyzje.

Nie pojawiają się żadne naciski?

Aksjomat niezależności TVN24 jest na tyle mocny, że nie sposób go podważyć. Rynkowa pozycja stacji jest zbudowana na naszej niezależności i zaufaniu do naszego dziennikarstwa. Oczywiście sytuacja związana z niezrozumiałym i nieuzasadnionym działaniem, a właściwie brakiem działania KRRiT, nie jest komfortowa, ale my niezmiennie robimy swoje.

To wszystko dzieje się dokładnie w 20. rocznicę powstania TVN24.

Paradoksalnie, zamiast świętować w spokoju to, co nam się udało osiągnąć, zamiast celebrować te 20 lat razem i dziękować naszym widzom za te wszystkie wspólne chwile, mierzymy się z sytuacją, w której politycy chcą nam zamknąć usta.

W tak niepewnej sytuacji byliście chyba tylko w momencie startu. Gdy rodził się TVN24, w środowisku żartowano, że będzie jak „Dzień świstaka", czyli cały czas mielić te same newsy. Panował powszechny sceptycyzm w sprawie sensu telewizji informacyjnej w Polsce. Tego samego zresztą doświadczył Turner, startując z CNN w Stanach.

Powszechny sceptycyzm od początku tylko dodawał nam sił. Odważny pomysł Mariusza Waltera, zrealizowany na początku przez Maćka Sojkę i rozwinięty przez Adama Pieczyńskiego, wbrew powszechnym lamentom okazał się być strzałem w dziesiątkę. Wówczas nikt nie rozumiał, że taki kanał ma nieco inną rolę – widz w każdym momencie mógł włączyć kanał i być na bieżąco z tym, co się aktualnie się dzieje.

Cztery lata wcześniej wystartowały „Fakty". 3 października 1997 roku, godzina 19. Cała Polska czekała, a posypał się „live" chyba znad morza. O czym wtedy myślałeś?

„Fakty" już w tym pierwszym wydaniu pokazały nowy sposób opowieści o rzeczywistości, sposób, który stał się później pewnym kanonem. Mieliśmy do czynienia z zespołem, który poszedł zupełnie nową drogą, jeżeli chodzi o telewizyjne dziennikarstwo informacyjne. Byli jak astronauci, którzy wsiedli do rakiety kosmicznej, której obsługi musieli się nauczyć już w trakcie lotu. Już sam sposób prowadzenia „Faktów" to była zupełnie nowa jakość. Tomasz Lis to już nie był tylko człowiek czytający zapowiedź, ale współautor materiałów i całego programu – „twarz" „Faktów", bardzo autorskiego dziennika. Obok prowadzącego szybko wyrósł zespół bezkompromisowych dziennikarzy, którzy stali się rozpoznawalni, mieli swój styl i aspiracje, by być najlepszymi na rynku. Wystarczyło kilka lat, by serwis stał się mocnym konkurentem „Wiadomości", które wówczas i tak miały znacznie większy zasięg. Oczywiście już od wielu lat „Fakty" są najchętniej oglądanym programem informacyjnym w Polsce, ale to wszystko zaczęło się wtedy – w 1997 roku.

Widziałeś te pierwsze chwile, ten start?

Pamiętam, że jako młody dziennikarz oglądałem to pierwsze wydanie w gmachu TVP na placu Powstańców. Byliśmy podekscytowani, bo do „Faktów" przeszli współpracujący wcześniej z nami dziennikarze, między innymi Grzegorz Miecugow i Maciej Sojka. Materiały reporterskie były skierowane w stronę widzów, robione pod ich kątem, realizowane w sposób niezwykle rzetelny, ale też dynamiczny. To była kolosalna zmiana dla całego rynku.

Jak się zmieniał program? Formuła, technologia, telewidz?

Myślenie o widzach zawsze było punktem wyjścia w podejmowaniu decyzji dotyczących programu. Wyniki oglądalności pokazują, że są pewne rzeczy, które są niezmienne – widz szuka informacji. Chce mieć zaufane miejsce, gdzie może przyjść po najnowsze, sprawdzone i rzetelne informacje. Do „Faktów". A po pogłębione tematy, komentarze, najbardziej aktualne newsy – do TVN24. To są oczekiwania naszych widzów i my staramy się je spełnić. Młodszy widz ma podobne oczekiwania względem newsów, jednak narzędziem, którego używa, jest oczywiście internet – a więc portal tvn24.pl, social media, oraz aplikacja TVN24 GO. Do tego dochodzi technologia. Kiedy ja zaczynałem przygodę z telewizją, biegało się po korytarzach w wielkimi stertami ogromnych kaset, tak zwanymi Betami. Dzisiaj z pomocą urządzenia wielkości takiej kasety można zrobić profesjonale wejście na żywo i wysłać w najwyższej jakości materiał z drugiego końca świata.

Współpraca między TVN24 i „Faktami" na samym początku chyba nie układała się najlepiej, to była bardziej chłodna przyjaźń czy konkurencja?

Wszystkiego po trochu. To były odrębne światy, jeden dobrze zakorzeniony i dobrze funkcjonujący, a drugi pełen młodzieńczego entuzjazmu. Sporo musiało się dotrzeć, żeby ta machina zadziałała wspólnie. To wszystko udało się przezwyciężyć i dzisiaj jesteśmy jedną rodziną.

A dziś zderzacie się jeszcze ze sobą?

Jednomyślność świadczyłaby o tym, że nie ma prawdziwej redakcji. Dzięki temu, że się spieramy, wiemy, że redakcja żyje. Cieszę się tym, że pracuję z ludźmi, którzy mają swoje doświadczenia, do tego swoistą optykę patrzenia na rzeczywistość i zestaw wartości, które reprezentują. Różnorodny obraz świata, jaki pokazujemy, jest wypadkową sposobu spojrzenia na świat przez naszych dziennikarzy.

Ten kąt patrzenia na świat w wielu wypadkach wydaje się zbieżny.

Wyznajemy wspólne wartości dziennikarskie. W wielu sprawach się ze sobą spieramy, ale co do zasady jesteśmy zgodni. Uważamy, że miejsce Polski jest w Unii Europejskiej. Zgadzamy się, kto jest gwarantem bezpieczeństwa Rzeczpospolitej, i w związku z tym, z kim Polska powinna za wszelką cenę utrzymywać dobre relacje. Mamy też zgodę co do systemu wymiaru sprawiedliwości – powinien być odrębny od władzy politycznej. Cenimy różnorodność, mamy podobną wrażliwość w kwestii praw mniejszości, więc istnieje też wspólne podłoże do tego, aby jakieś różnice potrafić pokonać.

Ile osób pracuje przy obsłudze anteny TVN24? Ekipa maleje, czy rośnie?

TVN24 to ludzie. Pracuje u nas ponad 1000 pracowników i współpracowników. Mamy jeden z najlepszych zespołów dziennikarskich w Polsce i cały czas go wzmacniamy. Świadczy o tym choćby podjęta na początku tego roku decyzja, by kilkuset osobom zaproponować umowy o pracę. To sprawia, że jesteśmy o wiele silniej związani ze znaczącą liczbą pracowników, ale przede wszystkim pokazuje, że firma stawia na rozwój operacji newsowych. Na początku tego roku złożyliśmy deklarację, a dziś – dotrzymując danego słowa – podpisaliśmy już 450 umów o pracę w zespole TVN24.

Czujecie na plecach oddech konkurencji?

Konkurencję szanujemy, nigdy nie lekceważymy i spokojnie się przyglądamy.

Przyszłość to online. Myślicie o tym? Czy w tym kierunku idzie reorganizacja anteny?

To nie przyszłość, lecz teraźniejszość. Antena już dziś żyje w symbiozie z tym, co robimy w internecie, zarówno na portalu, jak i TVN24 GO. Trzeba być tam, gdzie są użytkownicy. Jest cała grupa osób, która wychowała się z komórką w ręku i w przyszłości to oni będą stanowić coraz większy procent widzów. Dlatego musimy być także obecni na wszystkich ekranach.

Jaki procent programu dzisiaj jest nadawany na żywo? Jak będzie w przyszłości?

Mamy świadomość, że naszą siłą i wyrazem niezwykłej sprawności organizacyjnej zawsze było pokazywanie kluczowych wydarzeń na żywo i relacjonowanie ich przez doświadczonych reporterów na miejscu. To, że nadajemy ponad 18 godzin na żywo, to nasz wielki atut i jednocześnie szansa na przetrwanie. Pomimo pesymistycznych wizji tego, co się może wydarzyć z tradycyjną telewizją, jestem przekonany, że telewizje informacyjne będą się wspaniale rozwijały. Podzielam przekonanie, że bez względu na zachodzące na rynku zmiany technologiczne newsy i sport będziemy zawsze chcieli konsumować w chwili, gdy się wydarzają. Na żywo.

W czym chcecie być w najbliższych latach najlepsi?

Na turbulentnym rynku mediów tworzy się nowy porządek. Gazety, radio, telewizja, jak również nasz sposób konsumpcji internetu przechodzą przyspieszoną ewolucję.

Kluczowym kryterium, które będzie wpływało na kierunek rozwoju telewizji i na to, kto i w jakiej formie przetrwa, jest spełnianie potrzeb odbiorców. My celujemy w potrzebę bycia poinformowanym, zobaczenia i zrozumienia, co się dzieje dookoła. W internecie wyraźnie widzimy duży apetyt na dziennikarstwo śledcze, dłuższe reportaże i pogłębione, rozbudowane teksty. Czyli na treści, które są dziennikarsko najbardziej wymagające, a jednocześnie najbardziej kosztowne.

Konkurencja o uwagę odbiorców jest coraz silniejsza. Walutą staje się zaufanie. Dowiedzieć się czegoś można dziś z tysiąca źródeł, ale wyraźnie widzimy, że do telewizji informacyjnych ludzie zwracają się często, by potwierdzić to, co przeczytali gdzieś w internecie. Chcą się zdać na profesjonalistów w zdobywaniu i weryfikowaniu informacji.

Jaki jest wasz widz? Masz jakieś szczególne obserwacje?

To ktoś, kto ma oczy szeroko otwarte na świat i chce podejmować dobre decyzje. W sytuacji, gdy dzieje się coś ważnego, co może mieć istotny wpływ na życie ludzi, zawsze byliśmy kanałem informacyjnym pierwszego wyboru. Przez 20 lat najlepsze wyniki oglądalności uzyskiwaliśmy przy okazji dużych, nierzadko dramatycznych wydarzeń. Rekordowe wyniki osiągnęliśmy w ubiegłym roku, z dnia na dzień wprowadzając factcheckingowe i poradnikowe formaty związane z epidemią koronawirusa. Również w tym przypadku zaufanie, że przekazujemy tylko zweryfikowane informacje, okazało się kluczowe. Nasi widzowie to zwykle osoby dojrzałe, o ugruntowanym światopoglądzie, krytycznie patrzące na świat, jaki je otacza, zainteresowane życiem politycznym. Jednocześnie badania pokazują, że młodych, z natury mniej chętnych do oglądania tradycyjnej telewizji, interesują „wielkie tematy" związane z przyszłością, takie jak ekologia, zmiany klimatyczne, społeczne i ekonomiczne.

Jaki będzie TVN24 za dziesięć lat?

Nasz kanał będzie nadal rzetelny i obiektywny. Bę- dziemy po jasnej stronie mocy, blisko ludzi i ich problemów, po stronie obywateli. Będziemy miejscem pracy dziennikarzy, którzy nie boją się zadawać trudnych pytań i podejmować niewygodnych tematów. Będziemy tam, gdzie dzieją się rzeczy ważne, odkrywając to, co inni chcą za wszelką cenę ukryć. Wierzę, że w latach 30. XXI wieku wiarygodna informacja będzie miała jeszcze większą wartość. Stacja i ludzie w niej pracujący będą wyznawali podobne wartości co dzisiaj, a misja związana z dostarczaniem rzetelnych informacji będzie w naszej demokracji odgrywała jeszcze większą rolę. Będziemy w zajmujący sposób opowiadać prawdziwe historie, które rozegrają się na naszych oczach. Będziemy nadal z zaangażowaniem tłumaczyć, co dzieje się na świecie, i opisywać Polskę, z której sukcesów, miejmy nadzieję, będziemy dumni.

Czy wszechobecne czarne ekrany, które przywitały nas o poranku w ramach akcji „Media bez wyboru", to katastroficzna wizja, która już niedługo w jakiejś mierze może się ziścić? Czy TVN24 za dwa miesiące może przestać nadawać?

Nasza stacja przetrwa, będzie istniała i się rozwijała. Nie ma innego scenariusza. Mimo niezrozumiałej zwłoki, która jest bardzo niepokojąca, wciąż czekamy na jedyną możliwą decyzję Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. Na gruncie polskiego prawa nie ma podstaw do tego, by koncesja nie została nam udzielona. Rządzący nie muszą być zachwyceni tym, że patrzymy im na ręce, zadajemy pytania i weryfikujemy obietnice. Mamy silne przekonanie, że poprawiamy w ten sposób jakość społeczeństwa obywatelskiego i demokracji w naszym kraju. Jednocześnie jesteśmy mocno podbudowani wsparciem, jakie dostaliśmy w odpowiedzi na brutalny atak na naszą firmę i bezprecedensową próbę zamknięcia nam ust. To inicjatywy pojedynczych osób, naszych widzów, ale też rozmaitych organizacji i stowarzyszeń. Mnóstwo dobrej energii, która została tym wrogim aktem wyzwolona, co pokazuje, jak bardzo jesteśmy potrzebni.

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Kraj
Sadurska straciła kolejną pracę. Przez dwie dekady była na urlopie
Materiał Promocyjny
Co czeka zarządców budynków w regulacjach elektromobilności?
Kraj
Mariusz Kamiński przed komisją ds. afery wizowej. Ujawnia szczegóły operacji CBA
Kraj
Śląskie samorządy poważnie wzięły się do walki ze smogiem
Kraj
Afera GetBack. Co wiemy po sześciu latach śledztwa?
śledztwo
Ofiar Pegasusa na razie nie ma. Prokuratura Krajowa dopiero ustala, czy i kto był inwigilowany