Taki model spędzania wolnego czasu jest zrozumiały, skoro już w ubiegłym roku za niewiele ponad 100 zł można było pojechać na drugi koniec Europy. Trochę przeszkadza niski kurs złotego, który winduje wydatki na miejscu.
Dokąd latają Europejczycy
To, że mieszkańcy Starego Kontynentu latają więcej, najlepiej widać po wzroście odpraw pasażerskich na lotniskach. W 2016 roku dynamiką wzrostu pokonał konkurencję islandzki Keflavik, z rezultatem na poziomie 40,4 proc. – wynika z rankingu Airport Council International Europe. Jest to przede wszystkim efekt wielkiej popularności i sympatii, jaką podczas ostatnich Mistrzostw Europy w Piłce Nożnej zdobyła reprezentacja Islandii. Wiele osób, które widziały sympatycznych islandzkich kibiców dopingujących swoją drużynę na francuskich stadionach, postanowiło również zobaczyć ich kraj.
W Europie kontynentalnej rośnie popularność Berlina, symbolu miasta otwartego, który zdetronizował Barcelonę. Stolica Katalonii jest już wybierana rzadziej (lotnisko El Prat zanotowało w 2016 tylko 11,2 proc. wzrostu wobec 2015 roku, podczas gdy berlińskie Tegel aż 36,7 proc.) głównie z powodu gwałtownego wzrostu cen oraz coraz mniejszego entuzjazmu mieszkańców Barcelony.
Uważają oni, że turystów jest tak dużo, że w mieście coraz trudniej jest żyć. Postulowali m.in., żeby popularny bazar z żywnością na La Boqueria na Rambli był zamknięty dla turystów choć przez kilka godzin w ciągu dnia, żeby mogli spokojnie zrobić tam zakupy. Turystów dość mają także mieszkańcy Wenecji, którzy chcą wprowadzenia biletów na wstęp do miasta.
Polskie porty w czołówce
W rankingu Airport International Council Europe wśród najdynamiczniej rosnących lotnisk znalazły się aż trzy polskie: w Warszawie, Krakowie oraz w Gdańsku. Ruch zwiększył się o 14,5 proc. w Warszawie, o 18,1 w Krakowie i o 17,1 proc. w Gdańsku. Wzrostowa tendencja utrzymuje się także w 2017 roku.