Najczęściej panowała opinia, że takie zawieszenie stylu życia, do którego przywykliśmy może potrwać jakieś dwa tygodnie. Okazało się, że był to optymizm uzasadniony jedynie głęboką niewiedzą. I prawdopodobnie nigdy nie wrócimy do tej strefy komfortu.
Co chwilę docierały informacje, że kolejne kraje zamykają granice przed cudzoziemcami i że Strefa Schengen już nie jest terytorium wolnego przepływu osób. Panował totalny chaos, bo niektóre kraje otwierały się i zamykały, warunki kwarantanny i jej długość dla przyjezdnych i jej długość też nie wszędzie była taka sama, tak samo jak i sposób pokrywania jej kosztów. Szokiem były informacje z Włoch i Hiszpanii, kojarzonymi z wakacjami, podczas gdy właśnie w te dwa kraje na początku pandemia COVID-19 uderzyła najmocniej.
Przez prawie trzy miesiące, bo od połowy marca do połowy czerwca widzieliśmy w telewizji lądujące samoloty z Polakami, których światowy lockdown zastał gdzieś zagranicą. Czytaliśmy rozpaczliwe apele od osób, które mało rozsądnie „zdążyły” wyjechać na wakacje już wtedy, gdy powszechnie było wiadomo, że COVID-19, to poważna sprawa. Teraz już chciały wrócić a „nic nie latało”. Ktoś utknął w Meksyku, ktoś w Tajlandii, w Indonezji czy Stanach Zjednoczonych. Tam wszędzie trzeba było zarejestrować się i poczekać aż zbierze się wystarczająca liczba pasażerów, po których rząd wyśle Dreamlinera LOT-u.
Lądowały jeszcze samoloty z pomocą humanitarną, głównie z maseczkami i sprzętem medycznym, których Polska potrzebowała jak wszystkie inne kraje na świecie, a wielkość niektórych, tak jak to było w przypadku Antonowa 225 – Mrija budziła wielkie emocje. Zresztą nie tylko z powodu tej wielkości.
Mocne uderzenie
Branża lotnicza okazała się tą, która wraz z turystyką, ucierpiały najmocniej. Dla przypomnienia: w wyniku pandemii od połowy marca 2020 pasażerski ruch lotniczy w całej Europie został wstrzymany na prawie 3 miesiące. Sytuację pogorszył wyjątkowo zły sezon letni oraz ograniczenia, które wprowadziły kolejne europejskie kraje wraz z nastaniem jesieni. Według prognoz Międzynarodowego Zrzeszenia Przewoźników Powietrznych (IATA), w ubiegłym roku strata branży lotniczej na całym świecie netto wyniosła 118 mld USD, a w 2021 r. będzie to 38 mld USD. Globalny ruch lotniczy w 2020 spadł o 66 proc. i potrzebuje kilku lat na powrót do stanu sprzed pandemii. Jeśli w tym roku letnie rezerwacje przebiją średnią 60 proc. z rekordowego 2019, to już będzie dobrze.