I z Budapesztu, i z Wilna LOT poleci na London City bezpośrednio, skracając dotychczasowy czas podróży z tych miast prawie o połowę. Przy tym bilety LOT-u są znacznie tańsze niż u konkurencji – British Airways, Swissa i Lufthansy. Z Budapesztu, tak jak i z Warszawy, w promocyjnych cenach najtańszy powrotny bilet kosztuje niespełna 700 złotych. U konkurencji o 150–200 złotych więcej. Droższy jest bilet w klasie eko-premium. Jeśli chce się wrócić tego samego dnia, to taka podróż będzie się wiązała z wydatkiem ok. 4,5 tys. złotych. Ale u konkurencji trzeba zapłacić więcej, no i trzeba się przesiąść. Przy tym LOT jako jedyny przewoźnik na tej trasie umożliwia podróż powrotną tego samego dnia - pasażer ma 9 godzin na spotkania i zakupy w Londynie. Pozostałe połączenia dają półtorej do dwóch godzin pobytu w tym mieście.
Czytaj także: Ryanair zdobył brytyjską licencję. Brexit już mu nie groźny
Trudne lotnisko
Do obsługiwania tego połączenia LOT włączył do swojej floty cztery nowe embraery 190, jedne z niewielu maszyn certyfikowanych do tzw. steep landing, czyli operacji na krótkim pasie startowym. Na London City ma on tylko 1,5 km długości. Certyfikowane maszyny, właśnie m.in. embraery 190, bombardiery Q400 i CRJ- 100 oraz airbusy 318, ma niewielu przewoźników w Europie. Na London City latają nimi, oprócz LOT-u, Lufthansa,TAP, Swiss, Alitalia, KLM, British Airways, Luxair, flybe i Aer Lingus.
— Operowanie z naszego lotniska jest rzeczywiście bardzo trudne — przyznaje w rozmowie z „Rzeczpospolitą” Richard Hill, wiceprezes LCY. — Pas jest krótki, a po wylądowaniu trzeba bardzo precyzyjnie podkołować pod terminal i tak obrócić maszynę, żeby stanęła tyłem do budynku. Nie wszystkim pilotom się to udaje, dajemy im cztery próby wykonania takiego podejścia, jeśli się to nie uda za czwartym razem, holujemy ją sami. Ale pasa wydłużyć nie możemy, bo ograniczają nas woda i budynki.
London City Airport rozbudowuje terminal, bo w założeniach ma być ono „lotniskiem butikowym” z ciekawą ofertą handlową, dobrymi restauracjami i wygodnymi poczekalniami. Już teraz przyjmuje ono ok. 5 milionów pasażerów rocznie. Na plan modernizacji, który zakończy się za dwa lata LCY wyda 500 mln funtów. Na pytanie, czy tak potężne inwestycje nie są obciążone dużym, bo brexitowym, ryzykiem Richard Hill odpowiada: — Ludzie będą latać po brexicie, nie ma innej możliwości, a modernizacja była konieczna, bo zamierzamy rosnąć. Ale to prawda, jesteśmy chyba w lepszej sytuacji, niż linie lotnicze. W związku z brexitem jest dużo niewiadomych.