Raport NIK: Wielkie cięcie drzew bez kontroli

W blisko połowie urzędów wydawano zezwolenia mimo luk we wnioskach, skali wycinki w 2017 r. nikt nie monitorował.

Aktualizacja: 05.04.2019 06:49 Publikacja: 04.04.2019 18:55

Wycinka na prywatnej działce, Kraków Czyżyny, rok 2017

Wycinka na prywatnej działce, Kraków Czyżyny, rok 2017

Foto: Fotorzepa, Piotr Guzik

Gminy nie miały dostatecznej kontroli nad wycinką drzew i krzewów, częste zmiany prawa potęgowały chaos – wynika z raportu NIK, który poznała „Rzeczpospolita".

– Na sytuację mogła wpływać pięciokrotna w okresie od 2015 do 2018 r. zmiana przepisów ustawy o ochronie przyrody, regulująca m.in. zasady wycinki drzew i krzewów – mówi Krzysztof Kwiatkowski, prezes NIK.

Masakra piłą mechaniczną

Izba wzięła pod lupę 30 organów – marszałków województw, starostów, wójtów, burmistrzów i prezydentów miast – i zbadała, jak się wywiązywali z zadań związanych z usuwaniem drzew i krzewów oraz zagospodarowaniem drewna. Dopatrzyła się długiej listy zaniedbań. Co ustaliła?

Od 2015 r. do maja 2018 r. zbadane urzędy wydały 17 tys. zezwoleń na usunięcie 330 tys. drzew i 133 tys. mkw. krzewów. W 2017 r. liczba wniosków i zezwoleń drastycznie spadła – niemal o połowę.

Powodem była słynna liberalizacja ustawy o ochronie przyrody, nazwana „lex Szyszko" od nazwiska ówczesnego ministra środowiska Jana Szyszki. Pozwoliła ona wyciąć drzewa na własnej posesji bez zezwolenia (na cele niezwiązane z działalnością gospodarczą). Zaczęły się masowe wycinki, jak np. wykarczowanie w lutym 2017 r. trzech hektarów lasu w Łebie.

Liberalizacja wywołała falę krytyki, a raport NIK dobitnie pokazuje, że zasadną. Efekt: gminy nie wiedzą, ile drzew przez ok. pół roku zniknęło.

„Żaden z kontrolowanych wójtów, burmistrzów i prezydentów miast nie monitorował wycinki i nie znał liczby drzew usuniętych w tym okresie przez osoby fizyczne na cele niezwiązane z działalnością gospodarczą" – alarmuje NIK.

Z kolei z ankiety Izby wynika, że tylko w 17 z 525 urzędów gmin (3 proc.), oszacowano skalę wycinki w tym czasie.

Co gorsza, w 14 urzędach gmin z 21 zbadanych (ok. 67 proc.) nie wdrożono monitoringu zmiany sposobu wykorzystania działek, z których usunięto drzewa. – To może spowodować, że osoby fizyczne będą zgłaszać zamiar usunięcia drzew bez ponoszenia konsekwencji finansowych. A następnie wykorzystywać nieruchomości na cele związane z prowadzeniem działalności gospodarczej lub zbywać tereny podmiotom planującym prowadzić taką działalność przed upływem pięciu lat – mówi prezes Kwiatkowski.

Luki i zaniedbania

Krytykowane przepisy zmieniono w czerwcu 2017 r. – odtąd, by usunąć drzewa na cele niezwiązane z działalnością gospodarczą, trzeba (gdy obwód drzewa przekracza określony rozmiar) zgłosić to do gminy. A ta powinna dokonać oględzin i zmierzyć obwody pni. To jednak często było fikcją – wynika z raportu.

„Postępowania dotyczące wydania zezwoleń często prowadzone były nierzetelnie i niezgodnie z przepisami" – czytamy w raporcie.

W blisko połowie urzędów wydawano zezwolenia mimo niekompletnych wniosków – tak było w co piątej sprawie (70 z 392 zbadanych).

Luki miały protokoły z oględzin – nie wpisywano np. gatunków i wymiarów drzew – te braki były w jednej trzeciej urzędów. W mniej więcej połowie decyzje nie określały np. terminu wycinki lub pełnej nazwy gatunkowej. Do tego, w co trzecim urzędzie błędnie wyliczono opłaty za wycinkę. „Nieprawidłowości dotyczyły ogółem 229 tys. zł" – czytamy.

Powód? Przeoczenie i częste zmiany przepisów regulujących naliczanie opłat.

Inne zaniedbanie: odraczano opłaty za wycinkę (można to zrobić na trzy lata) przy zobowiązaniu, że posadzi się nowe drzewo. Taki obowiązek nałożono w 35 proc. zezwoleń. Rzecz w tym, że urzędnicy nie sprawdzali, czy nowe rośliny faktycznie zasadzono. W 14 z 30 urzędów nie badano tego rzetelnie – wskazuje Izba.

Urzędnicy często także nie sprawdzali nawet, czy drzewa wycięto zgodnie z warunkami zezwolenia – nie monitorowali tego w blisko 90 proc. badanych jednostek. Efekt: nie wiadomo, czy wycinki dokonano legalnie. Tylko w dwóch gminach z 21 zbadanych szacowano ilość i wartość drewna uzyskanego z wycinki drzew z nieruchomości gminnych.

NIK wskazuje ministrowi środowiska na potrzebę nowelizacji ustawy o ochronie przyrody.

Chce ją uzupełnić o elementy, które powinny zostać uwzględnione w zezwoleniu na wycinkę – termin złożenia informacji o usunięciu drzew i krzewów i termin uzyskania pozwolenia na budowę lub rozbiórkę w przypadku, gdy usunięcie drzew i krzewów związane jest z realizacją inwestycji wymagającej uzyskania takiego pozwolenia.

Posłanka Urszula Pasławska, wiceprzewodnicząca Komisji Ochrony Środowiska, komentuje: – Brak systemu kontroli zawsze prowadzi do nadużyć. Ustawa, która pozwoliła w 2017 roku na niekontrolowaną wycinkę drzew, była zła ponieważ nie przewidywała jej skali ani kosztów uzyskiwania drewna. Teraz największym problemem jest zwiększone pozyskiwanie drewna w Lasach Państwowych. Niedługo Puszcza Piska przestanie być puszczą, a stanie się młodniakiem – zaznacza posłanka.

Gminy nie miały dostatecznej kontroli nad wycinką drzew i krzewów, częste zmiany prawa potęgowały chaos – wynika z raportu NIK, który poznała „Rzeczpospolita".

– Na sytuację mogła wpływać pięciokrotna w okresie od 2015 do 2018 r. zmiana przepisów ustawy o ochronie przyrody, regulująca m.in. zasady wycinki drzew i krzewów – mówi Krzysztof Kwiatkowski, prezes NIK.

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Kraj
Ćwiek-Świdecka: Nauczyciele pytają MEN, po co ta cała hucpa z prekonsultacjami?
Kraj
Sadurska straciła kolejną pracę. Przez dwie dekady była na urlopie
Kraj
Mariusz Kamiński przed komisją ds. afery wizowej. Ujawnia szczegóły operacji CBA
Kraj
Śląskie samorządy poważnie wzięły się do walki ze smogiem
Kraj
Afera GetBack. Co wiemy po sześciu latach śledztwa?