Lekarz komentował statystyki dotyczące liczby osób zakażonych w Polsce. W środę Ministerstwo Zdrowia informowało o 506 nowych przypadkach koronawirusa a od kilku dni ich liczba waha się w okolicy 400. Od 6 do 8 czerwca potwierdzona liczba zakażeń dochodziła natomiast do prawie 600, bijąc dotychczasowy rekord.
Prof. Simon zauważył, że liczba zakażonych jest niedoszacowana, ale też nie każdy zakażony choruje na Covid-19. - Co piąty pacjent ma objawy kliniczne, ewentualnie choruje. Większość jest bezobjawowa. Państwo macie podawane, ludzie nie bardzo rozumieją, wyniki testów. Ale jedne testy to są serologiczne, które mogą świadczyć o przebyciu choroby, aktywnej chorobie czy nieprawidłowych wynikach z innych powodów, bo to się nakłada. A drugie to są testy molekularne, świadczące o aktywnej postaci choroby. I te wyniki zlewa się w jedną masę. I to jest błąd podstawowy. I to się podaje opinii publicznej - mówił w rozmowie z Onetem.
- Jest okres wakacyjny, jest ciepło, wilgotno, zawsze u nas te choroby przenoszone drogą kropelkową obniżają swoje loty. Natomiast jest grupa, i pozostanie do czasu wynalezienia szczepionki, tak jak przy ciężkiej grypie, podatne na tego rodzaju zakażenia. To są osoby z wielochorobowością. I o nich trzeba dbać. W Polsce to jest ok. 9,5 mln ludzi, a reszta najprawdopodobniej zawsze będzie zdrowa - podkreślił prof. Simon.
- Jeśli nie będzie solidarności społecznej, czyli tego dystansu, mycia rąk, noszenia w sklepie masek, to to się skończy katastrofą, bo tych przypadków będzie 400, 500, tysiąc czy więcej - dodał lekarz, wyrażając zdziwienie, że „politycy jeszcze dwa tygodnie temu krzyczeli, że epidemia się u nas skończyła”. - Nie skończyła i się nie skończy, jeżeli nie obniżymy liczby przypadków. Nawet niech ich będzie 50 dziennie rozpoznawanych w tym naszym dużym kraju, to i tak to będzie w dalszym ciągu epidemia. A zbliża się sezon jesienno-zimowy za trzy miesiące, nałoży się grypa. wszystkie inne choroby przenoszone drogą kropelkową, i wtedy będziemy mieli bałagan - ocenił prof. Simon.