Ogłaszając kilka tygodni temu „piątkę Kaczyńskiego", liderzy PiS zapewne nie zdawali sobie sprawy z problemów, jakich może im ona przysporzyć. Choć pomysły zaprezentowane przez Jarosława Kaczyńskiego podobają się Polakom, można zapytać, co to „podobanie się" oznacza. Każdy zapytany, czy chce być piękny, młody i bogaty, odpowie, że chce – co jednak nie znaczy, że będzie to główny drogowskaz, jakim będzie się kierował w swoim życiu i któremu podporządkuje na przykład polityczne wybory.

A tymczasem kłopoty z tym związane są już całkiem realne. Od dwóch tygodni trwa serial związany z dymisją minister finansów Teresy Czerwińskiej, która – by rzecz ująć delikatnie – jako osoba pełniąca rolę głównego księgowego Rzeczypospolitej z niechęcią patrzy na nieplanowane wydatki. Bez względu jednak na losy szefowej resortu finansów sam premier Mateusz Morawiecki przyznał, że sfinansowanie „piątki" wymusi kolosalne zwiększenie deficytu budżetowego.

Jak na razie zamiast gigantycznego wzrostu społecznego poparcia PiS ma kłopoty. Jeśli dodamy do tego problemy związane z protestem nauczycieli i kolejnymi, które nadchodzą wraz z wiosną, to kłopoty zaczynają się piętrzyć. W tym kontekście trudno będzie przedstawić rekonstrukcję rządu, która wydaje się coraz bardziej prawdopodobna, jako wiarygodną próbę przejęcia politycznej inicjatywy. Tym bardziej że opozycja od dłuższego czasu lansuje tezę, iż ministrowie postanowili z rządu uciec do Brukseli.

PiS ma powody do zmartwień jeszcze z innego powodu. Otóż użyło już w kampanii broni rozmaitego kalibru – były obietnice socjalne, było podjęcie sporu ideologicznego o kartę LGBT+, a tymczasem sondaże wcale nie są wymarzone. Choć do wyborów zostało siedem i pół tygodnia, Koalicja Europejska depcze partii rządzącej po piętach. Owszem, zdarzają się badania, w których PiS może być pewne swego zwycięstwa, ale też regularnie pojawiają się takie, w których to opozycja wygrywa o włos z partią Jarosława Kaczyńskiego. Problemem nie są jednak poszczególne sondaże, lecz ogólna dynamika, która sprawia, że Koalicja Europejska może zrobić niespodziankę. Mimo ideowej niespójności i dość niemrawej kampanii sojusz opozycyjny pod wodzą Schetyny, zdaje się, osiągnął masę krytyczną, której brak mu było w ciągu ostatnich czterech lat. Po raz pierwszy powstał byt z tak dużą siłą ciążenia, że mniejsze lub większe potknięcia rządzących wzmacniają opozycję.

W dodatku zdolności PiS do mobilizacji wyborców zaczynają się powoli wyczerpywać. A opozycja wie, że gra o wysoką stawkę, gdyż nawet niewielka przegrana może mieć dla obozu rządzącego efekt paraliżujący i sprawić, że różne środowiska będą niechętnie współpracować z rządem, ustawiając się już pod ewentualną klęskę PiS jesienią. Co może sprawić, że nawet niewielkie potknięcie w maju może się przełożyć na poważną wywrotkę jesienią. Owszem, dziś poparcie dla PiS jest niezwykle solidne i wynika m.in. z faktu, iż partia ta dała poczucie godności wielu grupom społecznym, które czuły się w III RP obywatelami drugiej kategorii, ale nie sposób nie zauważyć, że mimo to „dobrej zmianie" wyrósł bardzo niebezpieczny przeciwnik.