Jerzy Haszczyński: Turcja to już nie jest nawet ćwierćdemokracja

Tracą nadzieję ostatni wierzący w to, że miejsce Turcji jest (także) na Zachodzie.

Aktualizacja: 07.05.2019 13:46 Publikacja: 07.05.2019 13:40

Jerzy Haszczyński: Turcja to już nie jest nawet ćwierćdemokracja

Foto: AFP

Przeszło pięć tygodni po zwycięskich dla opozycji wyborach w największym mieście Turcji jego nowy burmistrz się dowiedział się, że były one nieważne. Odbędą się nowe, zapewne lepsze dla rządzącej już prawie wszystkim partii AKP.

Wydawało się, że prezydent Recep Erdogan pogodził się z porażką swojego kandydata, byłego premiera Binalego Yildirima, w Stambule. Liczenie głosów oddanych 31 marca trwało długo, było nawet przerywane. Ale po kilkunastu dniach w świat poszła wiadomość, że nowym burmistrzem tureckiej metropolii jest Ekrem Imamoglu z najważniejszej opozycyjnej partii, świeckiej CHP. Dostał nawet potwierdzenie od stambulskiej komisji wyborczej. Wygrał różnicą zaledwie 13 729 głosów (a oddano ich prawie 9 milionów - to pokazuje też skalę rozgrywki w Stambule).

Ja sam z nadzieją pisałem, jeszcze zanim zwycięstwo Imamoglu się potwierdziło (jak teraz widać - nieostatecznie), że w Turcji, kraju z rekordową liczbą uwięzionych dziennikarzy i opozycjonistów, jest jednak element wolności. Wyniki wyborów są nieprzewidywalne i opozycja może zdobyć ratusze w najważniejszych miastach. Że jest to taka ćwierćdemokracja. Nie jest. Trzeba jeszcze zmniejszyć ten ułamek i z lękiem myśleć o przyszłości burmistrzów - stolicy Ankary i trzeciego co do wielkości miasta Izmiru. Bo też są z opozycji.

Okazało się, że Erdogan nie przewiduje nieprzewidywalności. Zwłaszcza wobec Stambułu, gdzie jako burmistrz zaczynał wielką polityczną karierę. Teraz jest prezydentem i zarazem szefem rządu (wspomniany Binali Yildirim był ostatnim premierem, stanowisko to przepadło podczas wprowadzania zmian w konstytucji), a także, znowu szefem islamskiej Partii Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP). Dogrywka wyborcza, już po myśli Erdogana, ma się odbyć 23 czerwca.

Imamoglu uważa, że odebranie mu zwycięstwa to zdrada. Podobnie zapewne czują miliony jego wyborców. Kolejne starcie prawie wszechmocnej AKP, z jej coraz bardziej bezradnymi przeciwnikami, może się niestety rozegrać nie przy urnach wyborczych.

Przeszło pięć tygodni po zwycięskich dla opozycji wyborach w największym mieście Turcji jego nowy burmistrz się dowiedział się, że były one nieważne. Odbędą się nowe, zapewne lepsze dla rządzącej już prawie wszystkim partii AKP.

Wydawało się, że prezydent Recep Erdogan pogodził się z porażką swojego kandydata, byłego premiera Binalego Yildirima, w Stambule. Liczenie głosów oddanych 31 marca trwało długo, było nawet przerywane. Ale po kilkunastu dniach w świat poszła wiadomość, że nowym burmistrzem tureckiej metropolii jest Ekrem Imamoglu z najważniejszej opozycyjnej partii, świeckiej CHP. Dostał nawet potwierdzenie od stambulskiej komisji wyborczej. Wygrał różnicą zaledwie 13 729 głosów (a oddano ich prawie 9 milionów - to pokazuje też skalę rozgrywki w Stambule).

Komentarze
Sprawa ks. Michała O. Zła nie wolno usprawiedliwiać dobrem
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Dlaczego Rafał Trzaskowski nie zjadł świerszcza, czyli kto zyskał na warszawskiej debacie
Komentarze
Polski generał zginął pod Bachmutem? Jak teorie spiskowe mogą służyć Rosji
Komentarze
Bogusław Chrabota: Polacy nie chcą NATO w Ukrainie. Od lat jesteśmy trenowani, by się tego bać
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Ziobro, Woś, Pegasus i miliony z Funduszu Sprawiedliwości. O co toczy się gra?