Państwa i władcy różnie radzą sobie z obsługą zadłużenia. Najbardziej działają na wyobraźnię wysiłki podejmowane przez żyjącego na przełomie XIII i XIV w. króla Francji Filipa IV Pięknego. Gigantyczne koszty wojen i narastający dług skłoniły go do pozbycia się jednego z głównych wierzycieli – zakonu templariuszy, który udało się z małą pomocą papieża oskarżyć o herezję, a zakonników puścić na stosach z dymem. Inny wyczyn Filipa to złupienie kupców lombardzkich, zmuszonych do zakupu za gigantyczne sumy francuskiego obywatelstwa. I wygnanie Żydów z uwłaszczeniem się na ich majątku. W porównaniu z tym notoryczne obniżanie ilości srebra w monetach to niewinna igraszka.

Z problemem szybko rosnącego długu publicznego właśnie przyszło się zmierzyć naszemu państwu. W dwa lata wzrósł niemal o połowę z powodu hojnych programów socjalnych, ale też covidowego załamania koniunktury i konieczności ratowania gospodarki. Gdy za parę lat trzeba będzie walczyć z inflacją i stopy procentowe odbiją od zera, już same odsetki od długu zaczną ciążyć i zamiast wspierać dodatkowo szkoły czy szpitale, będziemy nabijać kabzę wierzycielom.

Co z garbem długu zrobić? Pozbycie się wierzycieli wzorem Filipa IV nie wchodzi w rachubę. Wielu ekonomistów ma nadzieję na „wyrastanie" z długu, czyli strategię, w której PKB będzie rósł szybciej od zadłużenia. W pierwszych latach rządów PiS dzięki fantastycznej koniunkturze w europejskiej gospodarce to się udawało mimo gigantycznych wydatków w rodzaju 500+, ale nie ma teraz gwarancji szybkiego powrotu do wzrostu gospodarczego.

Część ekonomistów uważa, że nie obejdzie się bez konsolidacji finansów i cięć wydatków. Ale przede wszystkim szukania dodatkowych dochodów. I to już się dzieje: wchodzą lub mają wejść w życie przeróżne nowe opłaty – od cukrowej po podatek handlowy. Nie jest to powtórka z wielkiego skoku Filipa IV na kasę Lombardczyków, ale raczej wiele drobnych ruchów – w nadziei, że elektorat drenowania kieszeni nie dostrzeże.

Elektorat dostrzegł natomiast powtórkę innego chwytu Filipa – psucia waluty. NBP utrzymuje niemal zerowe stopy procentowe, co drobnymi kroczkami z miesiąca na miesiąc dzięki inflacji pozbawia Polaków oszczędności złożonych w bankach. Entuzjaści takiej polityki podkreślają, że kraj emitujący własną walutę nie może zbankrutować. Można wszak dług w niej denominowany puścić z dymem inflacji. Jak Filip IV wielkiego mistrza templariuszy na stosie w Paryżu. Niemniej pamiętajmy, że skończyło się to przekleństwem.