Zasadzka złotego rekordu

Banki płacą ciułaczom marne odsetki, dlatego trwająca właśnie złota hossa prawdopodobnie ożywi cwaniaków chcących naśladować Amber Gold.

Aktualizacja: 13.08.2019 21:12 Publikacja: 13.08.2019 21:00

Zasadzka złotego rekordu

Foto: Bloomberg

Trzeba przyznać, że analitycy Narodowego Banku Polskiego, którzy podpowiedzieli prezesowi Adamowi Glapińskiemu zakupy złota, mieli nosa. We wtorek kruszec był – licząc w dolarach – najdroższy od 2013 r., a licząc w złotych – najdroższy w historii (różnica wynika z osłabienia złotego do dolara). Jeśli ceny utrzymają się do końca roku, NBP wykaże wcale niemały zysk. I wpłaci jego lwią część do budżetu, co ucieszy ministra finansów, ktokolwiek by nim został po jesiennych wyborach.

Złoto świeci mocniej w niepewnych czasach, gdy napięcia na świecie rosną, a inwestorzy szukają bezpiecznych przystani dla swoich pieniędzy. Ostatnio niepewność na rynkach, wynikającą z wojny handlowej USA–Chiny, pogłębiła groźba interwencji Pekinu we wstrząsanym protestami Hongkongu. Dlatego złota hossa trwa.

Wprawdzie obsługa rezerw kruszcu – przechowywanie i transport – kosztuje, ale te wady nikną, gdy wziąć pod uwagę rekordowo niskie rentowności alternatywy, jaką są, uważane za bezpieczne, obligacje takich krajów, jak USA, Szwajcaria czy Niemcy. Ba, rentowności są nawet ujemne, jak w przypadku niemieckich, co oznacza, że inwestorzy płacą tamtejszemu rządowi za przechowanie pieniędzy.

Wprawdzie polskie banki jeszcze nie wynalazły ujemnych odsetek, ale oprocentowanie oferowane przez nie oszczędzającym jest dramatycznie niskie i już dawno nie pokrywa rosnącej inflacji. Alternatywne formy lokowania nadwyżek finansowych – takie jak akcje czy jednostki funduszy inwestycyjnych – nie wyglądają atrakcyjnie, bo nasza giełda nie dość, że przegapiła hossę, to ostatnio mocno spada.

To wszystko stwarza środowisko sprzyjające hochsztaplerom. Rekordowe ceny złota z pewnością podziałają na wyobraźnię Polaków i prawdopodobne jest, że złota hossa zachęci cwaniaków chcących budować piramidy finansowe w rodzaju Amber Gold, która blisko dziesięć lat temu oferowała tysiącom ludzi zyski z – jak się okazało – nieistniejących sztabek. Komisja Nadzoru Finansowego, która co i rusz wpisuje nowe „firmy inwestycyjne" na listę ostrzeżeń, musi być czujna.

Bo cenny kruszec cieszy się u nas wyjątkową estymą. Badania pokazują, że był uważany za dobrą inwestycję nawet wtedy, gdy jego ceny spadały. To echo burzliwej historii XX w., gdy najpierw wymienialne na złote „świnki" banknoty cara Mikołaja II okazały się kupą makulatury, a potem wartość kolejnych walut niszczyły na przemian a to fale hiperinflacji, a to zarządzane przez władzę kolejne wymiany pieniędzy. Złoto na tym tle lśni. Sęk w tym, by jego blask i żądza zysku nie utrudniły oszczędzającym krytycznego myślenia.

Trzeba przyznać, że analitycy Narodowego Banku Polskiego, którzy podpowiedzieli prezesowi Adamowi Glapińskiemu zakupy złota, mieli nosa. We wtorek kruszec był – licząc w dolarach – najdroższy od 2013 r., a licząc w złotych – najdroższy w historii (różnica wynika z osłabienia złotego do dolara). Jeśli ceny utrzymają się do końca roku, NBP wykaże wcale niemały zysk. I wpłaci jego lwią część do budżetu, co ucieszy ministra finansów, ktokolwiek by nim został po jesiennych wyborach.

Pozostało 80% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację