Krzysztof Adam Kowalczyk: Sygnał wyprzedzający

Inaczej niż pięć lat temu wynik I tury wyborów prezydenckich nie zwiastuje szybkiej zmiany polityki gospodarczej. Ale w dłuższej perspektywie – kto wie...

Publikacja: 28.06.2020 21:11

Krzysztof Adam Kowalczyk: Sygnał wyprzedzający

Foto: Fotorzepa/Artur Bartkiewicz

Choć statystycy dwoją i troją, podawane przezeń dane są tylko fotografią przeszłości. Biznes – od producentów mebli po szefów największych banków – chce znać stan gospodarki w czasie rzeczywistym i szuka wskaźników wyprzedzających sygnalizujących, w jakim kierunku ona zmierza. Dlatego ekonomiści ankietują menedżerów odpowiedzialnych za zamówienia, analizują transakcje kartami (stan konsumpcji) czy zużycie prądu (aktywność przemysłu).

Pięć lat temu takim wskaźnikiem wyprzedzającym, zwiastującym wielką zmianę w polskiej polityce gospodarczej, były wyniki I tury wyborów prezydenckich. Gdy na czoło wysunął się Andrzej Duda, do wszystkich dotarło, że PiS może wygrać też jesienne wybory do parlamentu i jego uznawane za księżycowe pomysły, jak podatek bankowy, mogą stać się rzeczywistością. Od tej chwili giełdowe kursy banków zaczęły spadać i dziś są 44 proc. niższe niż pięć lat temu.

Czy wyniki niedzielnego głosowania są takim wskaźnikiem wyprzedzającym? Nie w krótkim okresie, nawet jeśli Trzaskowski zbierze głosy sympatyków kandydatów, którzy odpali, i pokona za dwa tygodnie prezydenta Dudę. Wybory parlamentarne dopiero za 3,5 roku, a przecież to rząd kreowany przez sejmową większość dzierży lejce polityki gospodarczej.

Skutki jednak mogą być wcześniej. Weto w rękach ewentualnego prezydenta z opozycji to potężna broń – by je odrzucić w Sejmie, potrzeba większości 3/5 przy obecności połowy posłów. Rządzący, jeśli chcą skutecznie rządzić, musieliby iść na kompromisy. Nie wydaje mi się to niemożliwe w przypadku ekipy technokratów nadającej ton rządowej polityce gospodarczej. Tym bardziej, że za dwa lata zmieni się układ sił także w NBP.

Opozycyjny Senat obsadzi 1/3 miejsc w RPP, a prezydent - kolejne 1/3 i wskaże kandydata na prezesa NBP, który musi jeszcze zyskać poparcie Sejmu. Jeśli w lipcu wygra Trzaskowski, skończy się era prezesa Adama Glapińskiego, wiernego druha szefa PiS. A to oznacza zatrzymanie uruchomionej właśnie machiny finansowej, pozwalającej obejść konstytucyjny zakaz finansowania długiem deficytu budżetowego.

To scenariusz możliwy, ale niepewny. Pewna jest natomiast zmiana pokoleniowa. Za 3,5 roku w wyborach wezmą udział rówieśnicy mojej córki, pokolenie Młodzieżowego Strajku Klimatycznego, aktywistów poszturchiwanych na wiecach Andrzeja Dudy. Ich obecność to ważny sygnał wyprzedzający. Nie tylko dla ugrupowania obecnego prezydenta, ale i Rafała Trzaskowskiego, który zetrze się z nim za dwa tygodnie.

Choć statystycy dwoją i troją, podawane przezeń dane są tylko fotografią przeszłości. Biznes – od producentów mebli po szefów największych banków – chce znać stan gospodarki w czasie rzeczywistym i szuka wskaźników wyprzedzających sygnalizujących, w jakim kierunku ona zmierza. Dlatego ekonomiści ankietują menedżerów odpowiedzialnych za zamówienia, analizują transakcje kartami (stan konsumpcji) czy zużycie prądu (aktywność przemysłu).

Pięć lat temu takim wskaźnikiem wyprzedzającym, zwiastującym wielką zmianę w polskiej polityce gospodarczej, były wyniki I tury wyborów prezydenckich. Gdy na czoło wysunął się Andrzej Duda, do wszystkich dotarło, że PiS może wygrać też jesienne wybory do parlamentu i jego uznawane za księżycowe pomysły, jak podatek bankowy, mogą stać się rzeczywistością. Od tej chwili giełdowe kursy banków zaczęły spadać i dziś są 44 proc. niższe niż pięć lat temu.

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację