– 30 pożarów w tym samym czasie i w tym samym regionie nie mogło wybuchnąć przez przypadek – denerwował się algierski minister spraw wewnętrznych Kamel Beldżud.
Żywioł ogarnął przede wszystkim górzysty region Kabylii, zamieszkały przez naród berberyjski, który od dziesięcioleci jest skonfliktowany z centralnym rządem. Kilkakrotnie dochodziło tam do masowych rozruchów, a nawet powstań przeciw władzom w Algierii. Nie wiadomo jednak, kto i w jakim celu miałby dokonywać podpaleń w regionie, w którym rząd zwalczający kabylski separatyzm celowo opóźnia rozwój gospodarczy.
Władze poinformowały, że aresztowano trzech podpalaczy, ale złapano ich w odległym od Kabylii regionie Al-Madijja. Tymczasem w samej Kabylii pożary wybuchły w co najmniej 14 miejscach, z czego dziesięć znajdowało się wokół najludniejszej tamtejszej miejscowości Tizi Wuzu.
Od lat 80. władze w Algierii prowadziły politykę „arabizacji" kabylskich miejscowości, przesiedlając tam osoby z głębi kraju.
Również szef rządu Aymen Benabderrahmane przyznał, że pożary były „bardzo zsynchronizowane", co „prowadzi do wniosku, że były działaniem przestępczym".