Gdybym wierzyła w rozsądek ziobrystów, podsunęłabym im tę wypowiedź byłego wiceministra sprawiedliwości o konserwatywnych poglądach, który przed ratyfikacją konwencji stambulskiej był jej przeciwnikiem. Niestety, ziobryści słuchają tylko Ziobry, a ten z kolei gra tylko na siebie, więc pewnie poprowadzi nas na kolejną wojnę o nic. A nie, przepraszam, wojny bardzo o coś, bo sam Ziobro używa konwencji stambulskiej do poszerzenia własnych wpływów w obozie władzy i skupienia wokół siebie elektoratu, któremu można wcisnąć bzdury, że konwencja zmusi do uznawania 56 płci. Więc choć Polska może w tej wojnie tylko przegrać (kwestią do ustalenia jest tylko, jak wysoko), to sam Ziobro wyjdzie z niej wzmocniony. Tak jak wyszedł wzmocniony z pierwszej międzynarodowej zadymy, którą rozpętał – o nowelizację ustawy o IPN – z której, po serii dyplomatycznych upokorzeń, musieliśmy się pokornie wycofywać, ale co sobie wcześniej Ziobro poudawał ostatniego obrońcę honoru Polski, to jego. Tak pewnie będzie i teraz – dużo napinania się zakończone niczym, bo ktoś od Ziobry rozsądniejszy, albo po prostu dostrzegający zagrożenie we wzroście jego wpływów, tę szarżę zatrzyma. Na razie Ziobro sprawnie rozgrywa obóz prawicy, stawiając pod ścianą rząd i prezydenta. Można szykować popcorn, jak kto lubi partyjną zabawę racją stanu. Bo nie tylko dla Królikowskiego jest oczywiste, że w interesie Polski utrwalanie takiej gęby, jaką jej przyprawia Ziobro, nie leży.




To zresztą znamienne, że konwencja stambulska, wypowiadana dziś z powodu bieżących potrzeb jednego polityka, z takiego samego powodu została ratyfikowana. Niektórzy zdają się nie pamiętać, że prezydent Bronisław Komorowski ratyfikację konwencji podpisał dopiero w czasie kampanii wyborczej w 2015 r., choć Polska podpisała ją już w 2012 r. Platforma, mając rząd i prezydenta, mogła konwencję ratyfikować już w 2013 r. i do czasu zmiany władzy wprowadzić przepisy dostosowujące do niej krajowe prawo. Najwyraźniej jednak nie była to wtedy dla niej sprawa priorytetowa – nawet wtedy, gdy jeszcze można się było łudzić, że konwencja znacząco poprawi sytuację ofiar przemocy. Stała się priorytetowa – dla obu stron – teraz, gdy po pięciu latach jej obowiązywania wiadomo już, że nie zmieniła nic, pozostając martwym dokumentem. PO jest więc w tej sprawie ciut zakłamana, ale dzisiaj to ona broni interesu Polski, bo nie leży w nim kolejna awantura. Nadzieja w tym, że Ziobro irytuje także prezesa.