Produkcja budowlano-montażowa zmalała w październiku o 4 proc. rok do roku, najbardziej od niemal trzech lat. Tymczasem ekonomiści przeciętnie szacowali, że produkcja budowlana wzrosła o 6,2 proc. rok do roku, po 7,6 proc. we wrześniu.
Tej niemiłej niespodzianki nie da się wytłumaczyć czynnikami o charakterze sezonowym. Po ich wyeliminowaniu produkcja budowlana zmalała bowiem o 1,1 proc. rok do roku, po wzroście o 6 proc. we wrześniu. Na domiar złego najbardziej, o 8,6 proc. rok do roku (w ujęciu nieoczyszczonym z czynników sezonowych), zmalała produkcja firm zajmujących się budową obiektów inżynierii wodnej i lądowej, czyli m.in. infrastruktury drogowej i kolejowej. To może wskazywać na spadek wartości inwestycji publicznych. „Widzimy ryzyko, że załamanie w inwestycjach, a co za tym idzie, spowolnienie wzrostu PKB, będzie szybsze, niż do tej pory oczekiwaliśmy" – napisali po publikacji tych danych ekonomiści z Santander Bank Polska.

Równia pochyła
Samo w sobie hamowanie wzrostu inwestycji nie jest zaskoczeniem. Gdy w I kwartale zwiększyły się one o niemal 13 proc. rok do roku, najbardziej od czterech lat, ekonomiści powszechnie oceniali, że był to prawdopodobnie szczyt obecnego cyklu inwestycyjnego. Wszystko wskazywało jednak na to, że będzie on wygasał łagodnie. Słabnięcie inwestycji publicznych, współfinansowanych z funduszy unijnych, amortyzować miał solidny ostatnio wzrost wydatków inwestycyjnych przedsiębiorstw. W II kwartale nakłady brutto na środki trwałe wzrosły o 9 proc. rok do roku, a w III kwartale – jak szacują ekonomiści – o nieco ponad 6 proc.
W ocenie Jakuba Rybackiego, ekonomisty z ING Banku Śląskiego, na podstawie październikowych danych można oczekiwać, że w IV kwartale wzrost nakładów na środki trwałe zwolni do zaledwie 2–3 proc. rocznie. Zdaniem ekonomistów mBanku należy liczyć się z tym, że już w 2020 r. inwestycje zaczną spadać. Po raz ostatni z takim zjawiskiem mieliśmy do czynienia w 2016 r. Tempo wzrostu polskiej gospodarki spadło wtedy poniżej 3 proc. rocznie.