Czy musimy wybrać: ochrona klimatu albo wzrost PKB?

By zapobiegać kryzysowi klimatycznemu, powinniśmy ograniczyć konsumpcję. I być może już dziś należy zacząć się przyzwyczajać do wzrostu cen produktów, których wytworzenie jest szkodliwe dla środowiska.

Aktualizacja: 07.01.2020 05:08 Publikacja: 06.01.2020 20:00

Czy musimy wybrać: ochrona klimatu albo wzrost PKB?

Foto: Adobe Stock

Na całym świecie, także w Polsce, zmiany klimatu odczuwamy już na co dzień. A negatywne efekty degradacji środowiska będą nasilać się coraz bardziej i wszyscy, a przynajmniej większa część społeczeństwa, chcieliby jakoś przeciwdziałać tym zmianom.

Pytanie brzmi: jak? Jeśli przyjmiemy zgodnie z naukową wiedzą, że główną przyczyną zmian klimatu jest intensyfikacja działalności człowieka, to najprościej byłoby ją jakoś ograniczyć. Już obecnie, by zaspokoić wszystkie potrzeby, produkujemy zbyt dużo gazów cieplarnianych i zużywamy zbyt dużo zasobów naszej planety. Raporty ONZ ostrzegają, że ocieplenie klimatu przyspiesza, a jeśli utrzymają się obecne trendy wzrostu konsumpcji, to do 2050 r. będziemy potrzebowali takiej ilości surowców nieodnawialnych, jakiej na ziemi w ogóle nie ma.

O ile łatwo jednak rzucić hasło ograniczenia globalnej produkcji i konsumpcji, o tyle znacznie trudniej to wykonać. I to z kilku powodów. Po pierwsze, takie zmiany oznaczałyby po prostu zmniejszenie PKB. – Trzeba to powiedzieć szczerze, ochrona klimatu i utrzymywanie wzrostu gospodarczego w tradycyjnym ujęciu, czyli dążeniu do wzrostu wszystkich czynników, a tym konsumpcji, sprzedaży, produkcji, dochodów, zysków, podatków itp., praktycznie się wykluczają – mówi „Rzeczpospolitej" Kamil Wyszkowski, dyrektor generalny inicjatywy sekretarza generalnego ONZ Global Compact w Polsce. Tymczasem PKB to obecnie najistotniejszy wskaźnik oceny poziomu rozwoju społeczno-gospodarczego. I patrząc z tego punktu widzenia, komukolwiek trudno było zaakceptować koszty ochrony środowiska w postaci spadku PKB.

– Poza tym nikt nikomu nie możemy nakazać ograniczenie konsumpcji czy produkcji – zaznacza prof. Elżbieta Mączyńska, prezes Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego. – Przecież rośnie liczba ludności na świecie, konieczne jest zaspokajanie ich podstawowych potrzeb. W krajach rozwijających się wzrost konsumpcji, chęć poprawy standardu i jakości życia, jest naturalną tendencją – zaznacza. – Inaczej jest w krajach rozwiniętych, gdzie mamy „bulimiczny" wzrost gospodarczy, na zasadzie kupuj, konsumuj, wymiotuj, czyli wyrzucaj i kupuj następne. Ale nawet tutaj jakieś odgórne nakazy czy nawet samoograniczenie się konsumentów niewiele pomogą.

Trudno też byłoby oczekiwać od producentów, że sami z siebie ograniczą ekspansję. Skoro od tego, jak rosną ich dochody i zyski, zależy chociażby liczba miejsc pracy i wysokość naszych płac, nie mówiąc o PKB, to radykalna zmiana podejścia w działalności biznesowej byłaby społecznie nieakceptowalna.

Pozostają więc regulacje na poziomie polityk publicznych. – Mamy w zasadzie do wyboru dwie metody działania – mówi prof. Witold Orłowski, doradca ekonomiczny PwC w Polsce. – Jeśli chcemy zmusić gospodarkę do szukania mniej niekorzystnych dla środowiska sposób produkcji i konsumpcji, to można zastosować metodę kar lub zachęt, choćby w zakresie polityki cenowej – wyjaśnia.

Jak tłumaczy Orłowski, zachętą może być publiczne wsparcie czy preferencje dla sektorów, które nie produkują gazów cieplarnianych. Takich jak choćby fotowoltaika, samochody elektryczne czy ekologiczna żywność, która dziś jest znacznie droższa niż ta produkowana w przemysłowy sposób.

Batem zaś i karą dla tych typów działalności, które najbardziej degradują środowisko, może być wzrost cen ich produktów. – Weźmy przykład wołowiny. Jej produkcja wiąże się z dużą emisją CO2 i wzrost cen zapewne przyniósłby spadek jej spożycia. W pierwszym odruchu takie podatki ekologiczne byłyby oczywiście trudne do zaakceptowania przez społeczeństwo, ale w dłuższej perspektywie nasze nastawienie może się jednak zmienić. Doświadczenie sztucznego podnoszenia cen na produkty szkodliwe, takie jak tytoń czy alkohol, pokazuje, że potrafimy się do tego z czasem przyzwyczaić – podkreśla Orłowski.

Na całym świecie, także w Polsce, zmiany klimatu odczuwamy już na co dzień. A negatywne efekty degradacji środowiska będą nasilać się coraz bardziej i wszyscy, a przynajmniej większa część społeczeństwa, chcieliby jakoś przeciwdziałać tym zmianom.

Pytanie brzmi: jak? Jeśli przyjmiemy zgodnie z naukową wiedzą, że główną przyczyną zmian klimatu jest intensyfikacja działalności człowieka, to najprościej byłoby ją jakoś ograniczyć. Już obecnie, by zaspokoić wszystkie potrzeby, produkujemy zbyt dużo gazów cieplarnianych i zużywamy zbyt dużo zasobów naszej planety. Raporty ONZ ostrzegają, że ocieplenie klimatu przyspiesza, a jeśli utrzymają się obecne trendy wzrostu konsumpcji, to do 2050 r. będziemy potrzebowali takiej ilości surowców nieodnawialnych, jakiej na ziemi w ogóle nie ma.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Gospodarka
Hiszpania liderem wzrostu w eurolandzie
Gospodarka
Francję czeka duże zaciskanie budżetowego pasa
Gospodarka
Największa gospodarka Europy nie może stanąć na nogi
Gospodarka
Balcerowicz do ministrów: Posłuszeństwo wobec premiera nie jest najważniejsze
Gospodarka
MFW ma trzy scenariusze dla Ukrainy. Jeden optymistyczny, dwa – dużo gorsze