Rozwód jak rozwód. Coś się nie ułożyło, coś nie wyszło. Ale żona chce wyłącznej opieki nad synkiem. Mówi o brutalności męża. On ma za sobą zeznania kolegów. Sympatyczny, koleżeński, spokojny. Dostanie prawo do wychowywania i widywania się z dzieckiem. Dalej Xavier Legrand pokazuje strach. Matki, chłopca. Pierwszy wybuch gniewu mężczyzny w stosunku do własnych rodziców. I narastającą agresję. Dramat dziecka, które chce matkę uchronić przed zagrożeniem. Jakie wspomnienia ma w sobie to dziecko, jeśli tak się boi? Legrand powoli odsłania karty. Ale nie oszczędzi widzowi makabry. Chce nim wstrząsnąć.
W tym filmie tragedia wisi w powietrzu. A czasem tak wiele zależy od nieobojętności. Od jednego telefonu sąsiada... Skromne kino, które porusza do głębi.
Równie skromny jest film Andrei Pallaora „Hanna”. To niemal antykino. Opowieść o samotności. Starsza kobieta, której mąż trafił do więzienia, zostaje kompletnie sama. Nie wiadomo za co mąż Hanny został aresztowany. „Oni myślą, że to zrobiłem” — mówi podczas widzenia, ale reżyser nie zdradza o co chodzi. Bo nie o tym opowiada. Ważna jest kobieta, której życie nagle się zawiesza. Jest sama w domu, syn nie pozwala jej się widywać z ukochanym wnuczkiem (znów: nie wiemy dlaczego), kończy się nawet jej karta do klubu, w których chodziła na gimnastykę i pływanie. Pallaoro zrobił studium wycofywania się z życia. Traumy psychicznej. Narastania w człowieku przekonania, że wszystko się skończyło, że dalej się nie da. „Hanna” byłaby pewnie obrazem nie do wytrzymana, gdyby nie Charlotte Rampling. Bez makijażu, ze zmarszczkami, nigdy się nie uśmiechająca, z piękną twarzą, z której zniknęło życie. W tym filmie jest tylko ona, jej ból. Jej depresja, jej nieradzenie sobie z sytuacją, jej droga do czegoś nieuchronnego. I gdzieś na końcu bardzo, bardzo wątła nadzieja.
Dlaczego nie zauważamy na co dzień takich ludzi jak chłopiec z „Custody”, jak Hanna?
Dwa bardzo skromne filmy mocno wybrzmiały na Lido i i interesująco zamknęły wenecki konkurs.