Do tego, że rządzący od lat traktują przedsiębiorców i ich ciężko zarobione pieniądze jako panaceum na każdy problem, zdążyliśmy się przyzwyczaić. Najnowszy przykład pokazuje jednak, że wyobraźnia – lub raczej fantazja – ustawodawcy nie ma granic. Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej przygotowało projekt ustawy, która ma „poprawić skuteczność egzekucji świadczeń alimentacyjnych". Idea jak najbardziej słuszna. Nie ma bowiem wystarczająco mocnego kija, żeby garbować plecy tatusiów porzucających własne dzieci.
Twardo stąpający po ziemi obywatel spodziewałby się jednak w takim projekcie znaleźć np. jakieś ekstra szybkie procedury komornicze. Albo ułatwienia prawne dla matek ścigających alimenciarzy. Oczekiwałby rozwiązań, dzięki którym państwo lepiej będzie się wywiązywać ze swoich obowiązków zapewnienia praworządności. W tym wypadku – zmuszenia ojców do wykonania sądowych wyroków nakazujących łożenie na swoje dzieci. Ale nie, ministerialni urzędnicy tą drogą nie poszli. Co wymyślili? Że ten obowiązek państwa najłatwiej przerzucić na barki kogoś innego. Oczywiście była tylko jedna kandydatura. Przedsiębiorcy!
Zgodnie z projektem jeśli pracodawca zatrudni na podstawie umowy cywilnoprawnej – zamiast umowy o pracę – kogoś figurującego w Krajowym Rejestrze Zadłużonych za niepłacenie alimentów – to zostanie „współpłacącym" te alimenty! Będzie to tzw. solidarna odpowiedzialność – i to aż do rocznej ich wysokości! Tak samo będzie, jeśli zatrudni go, nie daj Boże, „na czarno".
Nie mam najmniejszego zamiaru bronić alimenciarzy, pracy „na czarno" czy w ogóle łamania prawa pracy. Problemem jest to, że projekt tworzy bardzo niebezpieczną furtkę prawną. Rozciąga odpowiedzialność za prywatne zobowiązania dorosłego człowieka na jego pracodawcę. Alimentów nie da się jednak zgodnie z prawem przenieść na kogoś innego. Przedsiębiorca może odpowiadać za łamanie prawa pracy, ale nie za to, że jego pracownik jest złym ojcem, kradnie jabłka wracając z pracy czy ogląda pirackie filmy w czasie wolnym. Propozycje resortu pracy chcą to jednak zmienić.
Wyobraźmy sobie, co jeszcze można przerzucić na głowę i do kieszeni przedsiębiorcy. Telewizji publicznej brakuje pieniędzy? No to jeśli pracownik nie reguluje abonamentu – niech płaci jego pracodawca. Mandaty za jazdę na gapę? A dlaczego nie. Jakieś niezapłacone raty kredytu hipotecznego lub na samochód? Przedsiębiorco płać!