Stefan Szczepłek: Deyna łączy ludzi

W 31. rocznicę tragicznej śmierci Kazimierza Deyny w warszawskiej dzielnicy Ursynów odsłonięto poświęcony piłkarzowi mural.

Publikacja: 02.09.2020 21:00

Stefan Szczepłek: Deyna łączy ludzi

Foto: legionisci.com

To miejsce, przy powstającej obwodnicy miasta, wypatrzył Janusz Dorosiewicz, prezes Fundacji Kazimierza Deyny. Kilka domów dalej znajduje się inne malowidło, upamiętniające Stanisława Anioła, gospodarza domu przy Alternatywy 4.

Deyna znał Romana Wilhelmiego, ale serialu nie widział. Kiedy emitowano go w telewizji, piłkarz mieszkał już w Kalifornii. Wyjechał z Polski w roku 1978, rok później, w barwach Legii i Manchesteru City rozegrał przy Łazienkowskiej ostatni mecz na polskich boiskach. I nigdy już do kraju nie wrócił.

Pewnie ponad trzy czwarte kibiców, oglądających dziś na stadionie mecze Legii, nigdy nie widziało Deyny na własne oczy. Wojciech Cłapiński, inicjator zbiórki wśród kibiców na mural, a wcześniej na pomnik piłkarza, urodził się w roku 1975 i oczywiście Deyny nie pamięta. Dowiedział się o nim, kiedy był dzieckiem, nieczysto uderzał piłkę, co pierwszy trener skwitował uwagą, że tak to może kopać, jak będzie Deyną.

Kazimierz Deyna spędził 12 lat w Legii, przez dziesięć grał w reprezentacji. Jest mistrzem i wicemistrzem olimpijskim, a na mistrzostwach świata jako kapitan i główny rozgrywający doprowadził reprezentację do trzeciego miejsca. Było w Polsce kilku piłkarzy o porównywalnych osiągnięciach, jednak nie wszyscy stali się legendami. Co takiego zrobił Deyna, że 31 lat od śmierci i 41 od ostatniego meczu w kraju, wciąż wzbudza niezwykłe emocje?

Przede wszystkim został zapamiętany dzięki genialnym podaniom, golom z rzutów wolnych, po których bramkarze szukali w powietrzu piłki dawno leżącej w siatce, bramkom w spotkaniach z AC Milan na Stadionie Dziesięciolecia, z Włochami na mundialu, z Portugalią bezpośrednio z rzutu rożnego. Ale zdarzył się też niewykorzystany rzut karny z Argentyną, który stał się najbardziej dyskutowaną „jedenastką” w historii Polski.

Gdyby w czasach Deyny był Facebook i Twitter, on na pewno nie miałby konta. Nie lubił rozgłosu, wywiadów, kamer. Był kapitanem reprezentacji i Legii, więc w ich imieniu musiał się wypowiadać, ale najlepiej czuł się na boisku. Niewiele mówił, wystarczyło, że spojrzał i każdy wiedział, co ma robić. A jak nie, to brał sprawy w swoje ręce. To połączenie umiejętności ze skromnością i wypowiedziami, w których nikogo nie obrażał, przysparzały mu zwolenników. Oczywiście z wyjątkiem tych, którzy nie znali się na piłce.

Deyna ma już pomnik przy Łazienkowskiej, instalację Pawła Althamera przy Brzeskiej na Pradze, ulicę na Bemowie, teraz mural na Ursynowie. On łączy ludzi. Jak mosty. Może imieniem piłkarza nazwać ten nowy na Wiśle, łączący Ursynów z Wawrem?

To miejsce, przy powstającej obwodnicy miasta, wypatrzył Janusz Dorosiewicz, prezes Fundacji Kazimierza Deyny. Kilka domów dalej znajduje się inne malowidło, upamiętniające Stanisława Anioła, gospodarza domu przy Alternatywy 4.

Deyna znał Romana Wilhelmiego, ale serialu nie widział. Kiedy emitowano go w telewizji, piłkarz mieszkał już w Kalifornii. Wyjechał z Polski w roku 1978, rok później, w barwach Legii i Manchesteru City rozegrał przy Łazienkowskiej ostatni mecz na polskich boiskach. I nigdy już do kraju nie wrócił.

Pozostało 82% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Jędrzej Bielecki: Czy Polska będzie hamulcowym akcesji Ukrainy do Unii Europejskiej?
Opinie polityczno - społeczne
Stefan Szczepłek: Jak odleciał Michał Probierz, którego skromność nie uwiera
Opinie polityczno - społeczne
Udana ściema Donalda Tuska. Wyborcy nie chcą realizacji 100 konkretów
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Przeszukanie u Zbigniewa Ziobry i liderów Suwerennej Polski. Koniec bezkarności
Opinie polityczno - społeczne
Aleksander Hall: Jak odbudować naszą wspólnotę