Klimatyczny długi cień

W tej kampanii energetyka była bardziej widoczna niż w poprzednich. Głównie z uwagi na widmo wyższych rachunków i nadciągającą klimatyczną apokalipsę.

Aktualizacja: 11.10.2019 06:12 Publikacja: 10.10.2019 21:00

Klimatyczny długi cień

Foto: Fotorzepa, Robert Wójcik

– Istotne jest przede wszystkim to, że tematyka energetyczna pojawiła się w kampanii i odniosły się do niej w zasadzie wszystkie partie – podkreśla w rozmowie z „Rzeczpospolitą" prof. Paweł Ruszkowski, socjolog gospodarki z Collegium Civitas. – Natomiast w dyskursie publicznym polityka energetyczna czy miks energetyczny w dalszym ciągu były kwestiami marginalnymi. Pojawiły się przy okazji dyskusji o zmianach klimatycznych czy jakości powietrza – dodaje.

Trudno tej ocenie zaprzeczyć. Praźródłem zmian w polskiej energetyce i względnej popularności tematu w kampanii są zmiany klimatyczne. Walkę o zahamowanie tych procesów podjęła UE, czego przejawem było wprowadzenie uprawnień do emisji CO2, które z kolei boleśnie odbiły się na polskiej energetyce w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy.

Do ostatniego górnika

Polityka klimatyczna UE – zgodnie z wezwaniami naukowców – zmierza do możliwie jak najszybszego odejścia od spalania węgla. I zdaniem socjologów i ekspertów od energetyki właśnie stosunek do węgla odróżnia tu polskie partie od siebie. – Polska będzie mogła w 2050 r. całkowicie zrezygnować z węgla – zapowiedział niedawno minister środowiska Henryk Kowalczyk. Wyszedł tu przed szereg, bo już wkrótce minister energii Krzysztof Tchórzewski studził, że w 2050 r. węgiel będzie nam wciąż potrzebny.

Realizacja polityki klimatycznej to dla PiS przede wszystkim energetyka jądrowa. Ale plan w tym zakresie pozostaje niejasny: wiadomo, że PGE prowadzi badania środowiskowe w dwóch lokalizacjach, ale kto miałby w nich stawiać elektrownie jądrowe, za jakie pieniądze i kiedy, wciąż nie wiadomo. Ostatnio częściej słyszeliśmy o gazie: błękitne paliwo emituje mniej zanieczyszczeń, więc rząd ma plan zwiększenia dostaw tego surowca. Ale eksperci z branży dosyć krytycznie wypowiadają się o projektach Baltic Pipe czy gazoportu, sygnalizując, że do ich realizacji jeszcze całkiem długa droga.

Całkowicie bezemisyjne OZE to margines. Owszem, uruchomiono programy takie jak „Mój prąd", z nadzieją, że rozwinie się w Polsce energetyka obywatelska – zwłaszcza z obszaru fotowoltaiki (PV). Ale instalacje PV nie zrobią wielkiej różnicy. W systemie zrobiłyby ją farmy wiatrowe, tymczasem ich rozwój zablokowano m.in. ustawą odległościową (nieco zliberalizowaną przy nowelizacji ustawy o OZE), a politycy powtarzają, że miejsce dla farm wiatrowych jest na Bałtyku. Tyle że tam budowa jest kosztowniejsza i musi minąć jeszcze wiele czasu, zanim z wiatraków na morzu popłynie prąd.

Wyścig na OZE

Pozostałe partie siłą rzeczy muszą się odnosić do propozycji rządowych. Realia (i walka o głosy na Śląsku) wymuszają pogodzenie się z obecnością węgla, pytanie tylko, jak długo. Najbliżej PiS sytuuje się tu Kukiz'15 – a zatem i PSL – który luźno zapowiada utrzymanie węgla do 2050 r. Koalicja Obywatelska w zasadzie chciałaby się rozprawić z węglem do 2040 r. (2030 – koniec palenia węglem w paleniskach lokalnych, 2035 – w ogrzewaniu systemowym, 2040 – w energetyce przemysłowej). Najdalej idzie Lewica, gdzie za sprawą Wiosny Roberta Biedronia najchętniej mówi się o całkowitym odejściu od węgla do 2035 r.

Koalicja Obywatelska swego czasu popierała pomysł na energetykę atomową, jednak w ostatnich miesiącach zrobiła zwrot o 180 stopni i teraz całkowicie się od niej odcina. Podobnie jak Lewica, która zapewne chce iść tropem zachodnioeuropejskich Zielonych. Klarowna jest sytuacja w zakresie OZE: chcą ich wszystkie opozycyjne partie, choć ich propozycje się różnią – KO posługuje się hasłem 3x10: 10 GW z farm wiatrowych na lądzie, 10 GW z morskich i 10 GW z instalacji PV. Termin dojścia do tych mocy to 2030 r. W tym terminie PSL chciałby mieć 50-proc. udział OZE w miksie energetycznym.

– Te programy są relatywnie spójne, ale moim zdaniem to wciąż deklaracje na ogólnym poziomie – podsumowuje prof. Ruszkowski. I przyznaje, że trudno w pobieżnych debatach wchodzić w szczegóły. – Z drugiej strony dalsze losy energetyki to sprawa kluczowa dla polskiej gospodarki w 2020 r. – kwituje.

– Istotne jest przede wszystkim to, że tematyka energetyczna pojawiła się w kampanii i odniosły się do niej w zasadzie wszystkie partie – podkreśla w rozmowie z „Rzeczpospolitą" prof. Paweł Ruszkowski, socjolog gospodarki z Collegium Civitas. – Natomiast w dyskursie publicznym polityka energetyczna czy miks energetyczny w dalszym ciągu były kwestiami marginalnymi. Pojawiły się przy okazji dyskusji o zmianach klimatycznych czy jakości powietrza – dodaje.

Trudno tej ocenie zaprzeczyć. Praźródłem zmian w polskiej energetyce i względnej popularności tematu w kampanii są zmiany klimatyczne. Walkę o zahamowanie tych procesów podjęła UE, czego przejawem było wprowadzenie uprawnień do emisji CO2, które z kolei boleśnie odbiły się na polskiej energetyce w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy.

Pozostało 81% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Materiał partnera
Raport ZUS: stabilna sytuacja Funduszu Ubezpieczeń Społecznych
Materiał Promocyjny
Co czeka zarządców budynków w regulacjach elektromobilności?
Biznes
ZUS: 13. emerytury trafiły już do ponad 6 mln osób
Materiał partnera
Silna grupa z dużymi możliwościami
Biznes
Premier Australii o Elonie Musku: Arogancki miliarder, który myśli, że jest ponad prawem
Biznes
Deloitte obserwuje dużą niepewność w branży chemicznej