To jedna z bolączek nowej szkolnej rzeczywistości po reformie?
Dwuzmianowości albo wydłużony czasu trwania zajęć. Rodzice zgłaszają przypadki zajęć prowadzonych do godz. 19. Im większe miasto i powiat, im większa racjonalność w zarządzaniu edukacją, tym większe problemy. Elastyczność takiego układu jest bardzo niewielka.
W mniejszych miejscowościach jest lepiej?
Łatwiej zwiększono liczbę miejsc, ale pojawiły się inne problemy. Do burs szkolnych przyjęto dzieci z innych powiatów, liczba osób zwiększyła się, ale nie zwiększyła się powierzchnia budynku. Nikt na trzy lata nie zbuduje przecież nowej bursy. Owszem, pojawiły się nowe łóżka, ale biurka, regały i szafy dokupili rodzice. Nikt im nie kazał, ale chcieli stworzyć dzieciom godne warunki do mieszkania i nauki.
Zwracacie też uwagę na przepełnienie klas. To faktycznie duży problem?
To dość proste zjawisko. Wiąże się z większą anonimowością, czyli" zniknięciem" ucznia w tłumie. Ścisk, większy hałas przekładają się na większą agresję. Dzieci mniej się kontrolują.
Dochodzą tu codzienne, zwykłe z pozoru sytuacje, które wzmagają frustrację. Stołówki są często przepełnione, niedostosowane do tak dużej liczby uczniów, długa przerwa nie wystarcza, by wszystkim wydać posiłki.
Chcecie dowieść, że zarówno rekrutacja i nowa rzeczywistość szkolna wpłynęły na zdrowie psychiczne dzieci.
W pozwie interesują nas te przypadki, których diagnoza wskazuje na stres szkolny. Chodzi tu o fobię szkolną albo nadmierny stres i depresje, zdarzały się też próby samobójcze.
Wielu rodziców z tych powodów planowało lub podejmowało decyzję o przeniesieniu dziecka do systemu edukacji domowej. Napięcie i rywalizacja między uczniami generowały konieczność zmiany, zapewniania "oddechu" i swobody dziecku.
Często stres przekładał się na zdrowie fizyczne. Pojawiały się zaburzenia układu pokarmowego, krążenia. Przez takie kłopoty dzieci nie mogły normalnie chodzić do szkoły. Te przypadki stanowią dużą część dokumentów i dobitnie pokazują, w jaki sposób stres ograniczał dostęp do edukacji.
Czy na jakimkolwiek etapie tej nowej edukacyjnej ścieżki uczniowie mogli liczyć na dodatkową pomoc szkolnego psychologa? Odbywały się dedykowane im spotkania i rozmowy?
Nie słyszałem o takim przypadku, rodzice nie mówili o takim wsparciu.
Co z poziomem edukacji? Podnosicie, że reforma jest niedopracowana także pod względem samego nauczania, na czym znów cierpią uczniowie.
Zwiększona liczba uczniów wymagała zwiększenia zatrudnienia. Wielu nauczycieli wie, że ten "tłum uczniów" gwarantuje zatrudnienie na trzy lata i wkrótce zabraknie dla nich pracy. W związku z tym, to często przypadkowa kadra.
Kto naruszył prawa dzieci
Na jakim etapie jest przygotowywanie pozwu?
Na razie nazywamy szkody, które powstały w wyniku reformy i je dokumentujemy. To potwornie trudne, ale wkrótce zaprezentujemy materiał dotyczący tych szkód.
Kogo konkretnie pozwiecie? Kogo rozumiecie pod pojęciem "państwo polskie"?
Tu jest pewien kłopot. Ustawę o zmianie systemu oświatowego uchwalił Sejm, podpisał ją prezydent. Sama inicjatywa pochodziła od Ministerstwa Edukacji. Wydawać się może, że to parlamentarzyści są odpowiedzialni za decyzję. Ale część szkód ma swoje źródło w aktach wykonawczych przyjętych przez ministerstwo.
Naruszenie jakich praw będziecie wskazywać?
To drugi dylemat. Prawnicy nie mają wątpliwości, że została naruszona konstytucja. Ale jedynym organem, który może się na ten temat wypowiedzieć, jest Trybunał Konstytucyjny. Tę ścieżkę nam odradzono.
Podnosimy też naruszenie Konwencji Praw Dziecka, której Polska jest stroną. W tym przypadku dochodzenie praw powinno być przeniesione na sądownictwo międzynarodowe.
Jako rodzice widzieliśmy naruszenie praw naszych dzieci i nie zastanawialiśmy się nad tym, jak trudne są kwestie prawne. Teraz się z tym mierzymy.
Skomplikowana materia. Kto wam pomaga?
Są wśród nas prawnicy, ale ta sprawa przekracza ich możliwości czasowe i kompetencje. Dlatego poprosiliśmy o pomoc kilka kancelarii prawnych, działają pro bono. Pracują nad ścieżką postępowania. Jednak bez względu na wielość pomysłów i sugestii, sami podejmiemy decyzję, jak działać.
Pierwszym celem jest doprowadzenie do tzw. werdyktu prejudykatywnego, który będzie jednoznacznym stwierdzeniem, że decyzjami organów państwa zostały naruszone nasze prawa. Ten werdykt otworzy możliwości dalszego działania.
Jaki jest finalny cel pozwu?
Chcemy doprowadzić do precedensowego wyroku. Po werdykcie prejudykatywnym osobiście zamierzam odstąpić. To mojej rodzinie wystarczy. Ale są rodzice, którzy będą oczekiwać odszkodowań i nie dziwię im się. Tu wchodzą w grę koszty leczenia dzieci z traumą, doposażania burs czy dojazdów do oddalonych od domów szkół. To wszystko w związku z wprowadzeniem reformy. Pamiętajmy też, że konstytucja daje nam prawo do dochodzenia odszkodowania szkód niematerialnych, a te trudno wycenić.
Są tacy, którzy dziwią się waszej inicjatywie, twierdząc, że państwo ma prawo przeprowadzać reformy.
Tak, ale nie w ten sposób. Chcemy doprowadzić do tego, by politycy przestali majstrować przy tych kluczowych systemach, jak oświata czy opieka zdrowotna, eksperymentując w imię chwilowych potrzeb politycznych. Chcemy, by mieli świadomość odpowiedzialności podejmowanych decyzji. Te decyzje mogą pociągać za sobą naruszenie praw obywateli i konieczność wypłacania odszkodowań.
Wiele osób twierdzi, że nie macie szans.
Udaje się wygrywać przed sądami, również międzynarodowymi, także kwestie naruszania praw przez organy państwa. Musimy spróbować.
Czy zainteresowani rodzice mogą jeszcze dołączyć do pozwu?
Oczywiście, utworzyliśmy elektroniczny formularz, rodzice mogą tam wyrazić wolę dołączenia do pozwu, udzielić nam niezbędnych informacji, przekazać zgodę na przetwarzanie danych osobowych i ewentualne dokumenty dotyczące dziecka. Można się z nami skontaktować przez Facebooka - grupa "Pozew rodziców podwójnego rocznika" lub Messengera – kontakt bezpośrednio ze mną.
Poświęca pan swój wolny czas na trudną walkę, która nie daje gwarancji wygranej. Warto?
Na początku był ogrom pracy, opracowaliśmy m.in. formularze do zbierania danych, samo zarządzanie grupą w wakacje było skomplikowane. Nie ukrywam, że cała czteroosobowa rodzina była w to zaangażowana. Teraz pośredniczę między grupą rodziców i prawnikami. Ta rozmowa nie jest łatwa ani szybka. Ale w tym wszystkim chodzi też o to, by pokazać córce, że o swoje prawa trzeba walczyć.
Dobrosław Bilski - doktor nauk humanistycznych, pedagog społeczny, szkoleniowiec. Od kilkunastu lat zajmuje się m.in. mediami w ich edukacyjnych kontekstach, dydaktyką oraz metodyką kształcenia na odległość i praktyką edukacji kulturowej. Wykładowca uczelni wyższych i dyrektor samorządowej instytucji kultury. W czasie wolnym: mąż i ojciec dwóch córek.