W weekend premier Mateusz Morawiecki opublikował zdjęcie z restauracji, na którym wyraźnie widać, że szef rządu nie stosuje się do zaleceń dotyczących dystansu przy kawiarnianych stolikach. W poniedziałek rano rzecznik rządu Piotr Müller przepraszał i tłumaczył, że Mateusz Morawiecki został źle poinformowany o zasadach postępowania w restauracjach. A początkowo te wytyczne miały mieć charakter „miękki”.
Wszystko wskazuje na to, że nie tylko premier nie jest do końca świadomy rygorów sanitarnych obowiązujących w lokalach gastronomicznych. Błędy widoczne są w wielu restauracjach.
Od marca restauracje, kawiarnie czy bary musiały działały w specjalnym trybie. Zgodnie z wprowadzonymi przez rząd ograniczeniami, jedynym sposobem na ich funkcjonowanie było przygotowywanie posiłków na wynos lub dostarczanie ich pod wskazany adres. Dla właścicieli wielu lokali oznaczało to koniec działalności. Dla większości: ogromne straty i walkę o utrzymanie się na rynku. Narzekali też klienci, głównie mieszkańcy wielkich miast, którzy przyzwyczaili się do stołowania się na mieście i spotkań nad latte czy espresso. Decyzję o odmrożeniu gastronomii przyjęli z radością i ochoczo udali się do ulubionych lokali.
Z rodziną a nie przyjaciółmi
Żeby móc przyjmować gości restauratorzy muszą spełniać szereg wymogów. Jednym z nich jest limit klientów jednocześnie przebywających w lokalu, bo zgodnie z nowym prawem na jednego gościa musi przypadać co najmniej 4 m kw. Ubyło też stolików. Przybyło ścianek działowych. Zniknęły bary sałatkowe, bufety oraz dozowniki do samodzielnego nalewania napojów, jak również serwetniki czy wazoniki. O jednorazowe sztućce, serwetki, cukier czy oliwę należy poprosić kelnera, który w obowiązkowych rękawiczkach i maseczce donosi zamówienia na tacach dezynfekowanych po każdym użyciu.