Większych wątpliwości nie budzi fakt, że mamy pokryć koszty infrastruktury dla nowych amerykańskich żołnierzy, nowych jednostek czy struktury dowództwa. Infrastrukturę wojskową trzeba unowocześniać, a obecność Amerykanów może w tym pomóc. Uzyskamy rzecz podstawową dla polskiej racji stanu, czyli zwiększoną obecność wojsk USA, co powinno być zrozumiałe i stanowić priorytet dla każdego naszego polityka.

Jednak miliardom na infrastrukturę będzie towarzyszyło wiele innych miliardów. Przede wszystkim związanych z planami zakupu samolotów F-35. Polsce oczywiście nowe maszyny są potrzebne, lotnictwo się sypie z powodu wieloletnich zaniedbań, oprócz nowoczesnych F-16 i samolotów szkolnych nie mamy prawie nic. Tylko – i tutaj rodzą się znaki zapytania – czy musimy kupować właśnie F-35, i to najprawdopodobniej w formule oznaczającej nikłe korzyści dla polskiego przemysłu obronnego? Same maszyny mogą kosztować nawet 5 mld dolarów, do tego dochodzą kosmiczne koszty infrastruktury, szkoleń i eksploatacji.

Czytaj także: Supermyśliwiec F-35 jak Błyskawica. Polska potrzebuje 32

Paradoks polega na tym, że Polska dysponuje nowoczesną infrastrukturą, ale zbudowaną pod F-16. Kolejny paradoks na tym, że w tej chwili znacznie droższy F-35 ma wiele parametrów zbliżonych do najnowszych wersji F-16. Dlaczego zatem go wybierać? Być może dlatego, że jest produktem politycznie nośnym. Przecież to zawsze lepiej wygląda i brzmi, gdy zakup dotyczy najnowocześniejszej maszyny na świecie, otwierającej piątą generację myśliwców, cokolwiek by to dla opinii publicznej znaczyło. Wówczas kwestie rzeczywistych potrzeb i kosztów schodzą na drugi plan.

Prezydent Donald Trump był niesłychanie zadowolony, podkreślając w Białym Domu, że Polacy sami zapłacą za zwiększoną obecność amerykańskiego wojska. Ciekawe, ile miliardów miał na myśli.