Zamieszanie przy wyrębie

Zasady sprzedaży drewna na rok 2019 miały być przejrzyste, uproszczone i w miarę możliwości zliberalizowane – zapowiadały w lutym po odwołaniu ministra Szyszki Lasy Państwowe. Zdaniem przemysłu wyszło jak zwykle.

Publikacja: 06.12.2018 20:00

Zamieszanie przy wyrębie

Foto: Bloomberg

– Znowu mamy spięcie, bałagan i wymuszone podróże po całym kraju za zamówionym drewnem – twierdzą przedstawiciele przemysłu drzewnego. – Przecież nic złego się nie dzieje – uspokajają leśnicy.

Lasy twierdzą, że zdecydowały dostarczyć w ramach przyszłorocznej sprzedaży 40,4 mln m sześc. drewna, co powinno zaspokoić apetyt przemysłu. Surowiec w ofercie podzielono zgodnie z sugestią UOKiK: 70 proc. w puli dla stałych klientów z udokumentowaną historią zakupów i 30 proc. w ofercie otwartej dostępnej dla wszystkich rynkowych graczy.

Drzewiarze znają powód zamieszania: zmniejszenie do 70 proc. puli surowca dostępnej w gwarantowanej podstawowej sprzedaży, niskie wadium i zniesienie wcześniejszych ograniczeń, czyli większa swoboda w składaniu zamówień, skłoniły przedsiębiorców do przypuszczenia szturmu na drewno oferowane wszystkim podmiotom gospodarczym przez nadleśnictwa w procedurze otwartej. Sytuacja zaskoczyła wszystkich. Okazało się, że chętnych na zakup drewna jest mnóstwo, a popyt przeszło trzydziestokrotnie przewyższa podaż. W otwartej sprzedaży LP oferowały 10,6 mln m sześc. drewna, tymczasem masowo spływające oferty uczestników polowania na surowiec opiewały w sumie na 290,2 mln m sześc.

Nic dziwnego, że w oblężonych nadleśnictwach pod presją kupców gorączkowo dzielono drewno na mniejsze partie, aby dać szansę wszystkim zainteresowanym.

Szefowie Polskiej Izby Gospodarczej Przemysłu Drzewnego skupiającej rodzime tartaki i stolarnie są oburzeni, że na domiar złego za towarzyszące otwartej sprzedaży zamieszanie faktyczny monopolista – Lasy Państwowe – winą próbuje obarczyć wyłącznie drzewiarzy.

Nowe podejście do sprzedaży

Sławomir Wrochna, prezydent PIGPD, tłumaczy, że po tegorocznej rekonstrukcji rządu, odejściu ministra środowiska Jana Szyszki i roszadach na szczycie Generalnej Dyrekcji Lasów Państwowych nowe władze LP zadeklarowały nowe podejście do ustalania zasad sprzedaży drewna, które od lat przypominają godzenie ognia z wodą. Przemysł niezmiennie żąda większej podaży i niżej skalkulowanych cen – a samofinansujące się Lasy, administrujące 7,3 mln hektarów leśnego majątku Skarbu Państwa powtarzają, że znów dostarczą na rynek tylko tyle surowca, na ile pozwalają reguły zrównoważonej gospodarki leśnej i troska o kondycję powierzonych im drzewostanów.

Do połowy tego roku nic nie zapowiadało konfliktu. Tematem zapalnym w tegorocznych konsultacjach Lasy – przemysł był jednak podział drewna między pule dostępne dla nabywców z tzw. historią, czyli przeznaczone dla stałych odbiorców, i częścią drewna oferowaną w otwartej sprzedaży.

Bogdan Czemko z PIGPD twierdzi, że przemysł przekonywał leśników, by oferowany na przyszły rok surowiec podzielić według proporcji 90 proc. dla nabywców stałych i 10 proc. w wolnej sprzedaży. Wyjątkowo w pierwszym przejściowym okresie dopuszczał podział 85 do 15 proc. –podkreśla dyrektor PIGPD.

Nieoczekiwanie we wrześniu Dyrekcja Generalna LP zaskoczyła partnerów z przemysłu, decydując o znacznym zwiększeniu oferty otwartej sprzedaży. O nowych proporcjach: 70 proc. sprzedaż podstawowa i do 30 proc. otwarta, leśnicy zakomunikowali drzewiarzom już w postaci urzędowej decyzji i bez możliwości zmiany – twierdzi dyr. Czemko.

Lasy: nie ma problemu

W opinii drzewiarzy nowe nieracjonalne zasady zburzyły całą strukturę zakupów drewna, powodując w większości firm poważne komplikacje. Przedsiębiorcy muszą sobie teraz radzić z wielokrotnym wzrostem liczby nadleśnictw, w których drewno będzie do odbioru, ogromnym rozdrobnieniem partii drewna przewidzianych do sprzedaży – a w konsekwencji znacznym wydłużeniem tras transportu.

– Obecne gigantyczne zamieszanie oznacza, że w wielu wypadkach w tartakach i przetwórniach po prostu może zabraknąć na 2019 r. podstawowego surowca – ostrzega Czemko.

Andrzej Uchman, starszy specjalista Służby Leśnej ds. sprzedaży drewna w Generalnej Dyrekcji LP, twierdzi, że nikt, kto zna rynek w Polsce, nie powinien być zaskoczony, iż podaż drewna jest mniejsza niż popyt. Tak było w kraju od zawsze. Mimo zmiany reguł dotyczących sprzedaży większość z 40,4 mln m sześc. surowca przewidzianego na 2019 rok rozeszła się na pniu.

Starszy specjalista DGLP nie jest w stanie wytłumaczyć zakupowej gorączki na drzewnym wolnym rynku. – Nie ponosimy odpowiedzialności za nieracjonalne zachowania przedsiębiorców – mówi Uchman.

Według analiz Generalnej Dyrekcji w praktyce nie powinno być także problemu z odbieraniem drewna z nadleśnictw. – Od dawna nasi klienci mają możliwość skonsolidowania wielu zawartych umów w jedną albo kilka, a także dokonywania cesji między sobą. Dzięki temu nawet ci, którzy składali nieracjonalne oferty i w rezultacie zawarli mnóstwo umów na zredukowane, drobne ilości surowca, będą mogli w rzeczywistości odebrać drewno w jednym lub najwyżej kilku miejscach – twierdzi Uchman.

– Znowu mamy spięcie, bałagan i wymuszone podróże po całym kraju za zamówionym drewnem – twierdzą przedstawiciele przemysłu drzewnego. – Przecież nic złego się nie dzieje – uspokajają leśnicy.

Lasy twierdzą, że zdecydowały dostarczyć w ramach przyszłorocznej sprzedaży 40,4 mln m sześc. drewna, co powinno zaspokoić apetyt przemysłu. Surowiec w ofercie podzielono zgodnie z sugestią UOKiK: 70 proc. w puli dla stałych klientów z udokumentowaną historią zakupów i 30 proc. w ofercie otwartej dostępnej dla wszystkich rynkowych graczy.

Pozostało 89% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Biznes
Wielkie firmy zawierają sojusz kaucyjny. Wnioski do KE i UOKiK
Biznes
KGHM zaktualizuje strategię i planowane inwestycje
Biznes
Rośnie znaczenie dobrostanu pracownika
Materiał partnera
Handel z drugiej ręki napędza e-commerce
Materiał partnera
TOGETAIR 2024: drogi do ocalenia Ziemi