Rzeczpospolita: Dokonał pan rzeczy do niedawna niewyobrażalnej. Jedną deklarację „Walczmy razem z epidemią HIV" podpisali przedstawiciele organizacji zrzeszających pacjentów i działających na ich rzecz, którzy często byli skłóceni i od dawna ze sobą nie rozmawiali. Skąd pomysł takiej deklaracji i takich działań?
Wojciech J. Tomczyński: Wszystko w imię dobrej sprawy. Zbliża się Boże Narodzenie, czas wybaczania i przeprosin – to chyba główne przyczyny. Idea powstała w głowie prezesa Res Humanae kilka tygodni temu, moja „Sieć Plus" jako jedna z pierwszych zgłosiła akces do tej inicjatywy. A dodatkowo? Chodzi o to, że jesteśmy na pewnym zakręcie. Wszystkim wydaje się, że ponieważ są nowe skuteczne leki, problem przestał istnieć, a tak nie jest. Jeśli nie podejmiemy zdecydowanych działań, wróci do nas ze zdwojoną siłą. Wszyscy chyba zrozumieliśmy, że choć siłą jest nasza lokalność, to osobne funkcjonowanie do podjęcia pewnych działań nie wystarczy.
System opieki nad pacjentami działa dobrze, jest wręcz stawiany za wzór dla innych państw na świecie i w Europie. Skąd ta niechęć organizacji do siebie?
Na tę niechęć złożyło się kilka faktów. Kiedy zaczynaliśmy dawno temu, była nas garstka, wychowaliśmy nowych działaczy, którzy często rozwinęli skrzydła i apetyty. Często musieliśmy walczyć ze sobą o te same pieniądze z jednego źródła. Nastąpiło kopiowanie pomysłów, projektów – a stąd prosta droga do animozji i niesnasek. Mam nadzieję, że ten czas się skończył. Siedliśmy w końcu przy jednym stole. I myślę, że wszyscy wiemy, że po podpisaniu deklaracji nadszedł czas wypełnienia jej konkretnymi działaniami. Musimy stworzyć też takie rozwiązania, abyśmy zamiast konkurować, po prostu ze sobą współpracowali.
W ostatnich latach dokonał się postęp w leczeniu HIV, czemu zatem wciąż tak mało Polaków się bada? Co można by w tej materii zmienić?