"Rzeczpospolita" ma 100 lat
Stulecie przydarza się niewielu. W życiu człowieka to pomyłka bądź wyjątek. W życiu instytucji to dowód ciągłości historycznego trwania, ale – co dużo ważniejsze – suma wysiłku twórczego generacji właścicieli, menedżerów, pracowników wszystkich szczebli. W wypadku gazety jak „Rzeczpospolita” to również potwierdzenie jej instytucjonalizacji, trwałego miejsca na ważnej półce w narodowej czy światowej bibliotece kultury życia publicznego.
Dla codziennych czytelników tych kilkadziesiąt stron zdobionych godłem orła to często tylko gazeta. Na przestrzeni przerywanych wielokrotnie stu lat – kilkadziesiąt tysięcy ton zadrukowanego petitem papieru. Można spojrzeć na ten czas od strony wyciętych hektarów lasu bądź milionów godzin pracy tartaków, papierni, drukarni. Tyle że ten papier, na którym równie dobrze można drukować obwieszczenia z nazwiska-mi rozstrzelanych, totalitarne manifesty, jak i wzory tapet, w przypadku gazet takich jak nasza przynosił idee i myśli, które kształtowały dzieje oraz kulturę narodów i społeczeństw. Budował ich tożsamość, urabiał ducha, uczył i edukował.
Czymże byśmy byli bez tego intelektualnego ładunku jako społeczeństwo? Gdzie miałyby rozbrzmiewać myśli i idee ojców państwowości, jej najlepszych synów i córek, w każdej z dziedzin polityki, nauki, kultury i sztuki? Wybrzmiewać i docierać do milionów czytelników?
„Rzeczpospolita” powstała w roku 1920 z inspiracji genialnego pianisty i kompozytora, wielkiego patrioty Ignacego Jana Paderewskiego. Czy wiedział wtedy, że tworzy akademię myślenia obywatelskiego, która swą rolę będzie odgrywać także sto lat później? Wątpię, choć mógł mieć taką nadzieję. Jego dzieło trwa z przerwa-mi do dziś. Po latach przedwojennej chwały odrodziło się w 1989 roku jako gazeta nowej Polski. W tym sensie my, dzisiejsi redaktorzy „Rzeczpospolitej”, jesteśmy spadkobiercami Paderewskiego. To dla nas wielki zaszczyt.
Ta historia to chwile chwały i sławy, a także momenty upadku, których nie chcemy pamiętać. Niemniej – niezależnie od epoki – łamy „Rzeczpospolitej” odnotowywały polską codzienność, pochylały się czule nad wspomnieniem, spoglądały w przyszłość. W naszej gazecie, niejako w ślad za zobowiązaniem, które wynika z samego tytułu, publikowali najważniejsi intelektualiści swoich czasów. Przed wojną Żeromski i Reymont, Makuszyński i Dowbor-Muśnicki, Stroński i Grzymała-Siedlecki, a po 1989 roku Kołakowski, Miłosz, Różewicz, Herling-Grudziński, Herbert, Dziewanowski, Legutko, Rybiński, Nowak-Jeziorański, Brzeziński, Cywiński. To tylko przykładowe nazwiska z plejady autorów, którzy gościli na naszych łamach.