W czwartek z uszkodzonej kotłowni na czwartym piętrze olej opałowy spłynął wzdłuż kabli elektrycznych aż na parter. Wszystko zaczęło się około godz. 22. Na suficie w mieszkaniach na trzecim piętrze pojawiły się tłuste plamy, a na klatce schodowej olej. Przerażeni mieszkańcy zawiadomili straż pożarną.Ratownicy orzekli, że przepełnił się jeden ze zbiorników w kotłowni.

Jaki był powód? Nie wiadomo. Strażacy posypali wszystko sorbentem, substancją neutralizującą niebezpieczny płyn. O godz. 1 ratownicy zakończyli akcję. Ale wtedy zaczęły się prawdziwe kłopoty mieszkańców.

– Sam musiałem załatwiać firmę, która zajmuje się usuwaniem ropopochodnych substancji – skarży się Rafał Zdrojewski, którego dwukondygnacyjne mieszkanie sąsiaduje na czwartym piętrze przez ścianę z kotłownią. Firma przez dwa dni usuwała skutki awarii, a większość mieszkańców klatki schodowej, ok. 60 rodzin, wiele z nich z dziećmi, powyjeżdżała. Część z nich nie wróciła do swoich mieszkań do tej pory. Zostali u rodziny. Boją się.Zdrojewski, który pracował jeszcze niedawno w Centrum Zarządzania Kryzysowego w województwie podlaskim, i był tam specjalistą właśnie od usuwania zagrożeń od substancji ropopochodnych, uważa, że mają rację.

– Ten budynek jest tykającą bombą – mówi. Według jego prywatnych obliczeń wyciekło około 100 litrów oleju opałowego i całość nie została zneutralizowana. Nie tylko wszędzie potwornie śmierdzi, ale opary olejowe mogą wybuchnąć.Mieszkańcy twierdzą, że zarząd wspólnoty mieszkaniowej, zamiast usuwać problem, wdał się w spór między firmą Barc, deweloperem, który wybudował osiedle Pod Dębami, i administratorem budynku – Agencją Zamek, o to, kto jest winny. Wszystkie trzy strony czekają na ekspertyzę rzeczoznawców.