– W tym rejonie była pierwsza w stolicy zajezdnia tramwajowa, budynek z połowy XIX w. stoi do dziś. Na dworzec Kolei Wiedeńskiej (na rogu Marszałkowskiej i Al. Jerozolimskich) bilet kosztował 15 kopiejek, czyli 2,5 butelki wódki – snuł opowieść historyk prof. Eugeniusz Cezary Król. I wymieniał inne perełki ul. Wileńskiej. – Pod nr 13 najlepiej zachowany dom z misternie rzeźbionymi balkonami, pod nr 27 charakterystyczne potrójne podwórka, a u zbiegu z Targową klasyczny, monumentalny budynek kolejowy z początku lat 30. ubiegłego wieku. Tym obiektom grozi zagłada, jeśli nie zabierzemy się do ich restauracji – konkludował.

Wraz z Januszem Sujeckim z Zespołu Opiekunów Kulturowego Dziedzictwa Warszawy zaproponował, by na początku poddać rewitalizacji pierzeję ul. Wileńskiej od Targowej do Inżynierskiej. – W ten sposób tchnie się w nią życie, przyciągnie artystów. Powstanie kolejny po Ząbkowskiej salon Pragi – mówił.

Na projekt potrzeba kilku milionów złotych. Skąd wziąć pieniądze? – pytali mieszkańcy i sami radzili: – Z funduszy UE.

Ale optymizm i zapał studziła koordynator ds. rewitalizacji Pragi Halina Książyk: – Procedura otrzymania pieniędzy z UE jest żmudna. Właśnie zakończył się nabór projektów, na nowy trzeba poczekać. A poza tym, dlaczego zaczynać od ośmiu kamienic przy Wileńskiej, a nie np. pięknego starego budynku przy Stalowej 2? – Nie korzystajmy ze środków UE, tylko domagajmy się pieniędzy od rządu. Kraków dostał na odnowę zabytków 60 mln. Czy Warszawa jest gorsza? – denerwował się Sujecki. Były dyrektor dzielnicy Ireneusz Tondera, który pod koniec lat 90. zaczął rewitalizację ul. Ząbkowskiej, tłumaczył, że pieniądze to nie wszystko. – Problemem Pragi i całej Warszawy jest dekret Bieruta. I na Pradze ponad 1/4 kamienic w ogóle ruszyć nie można, bo są do nich roszczenia – zauważył.

Mieszkańcy zdecydowali, że aby ratować stare kamienice, konieczne jest stworzenie praskiego lobby mieszkańców, którzy sami będą szukać środków i sposobów na rewitalizację swojej małej ojczyzny.