– Nie traktowałem tego konkursu jak rywalizacji, ale raczej jak promocję, docenienie warszawskiego rzemiosła – mówił wyraźnie wzruszony Andrzej Sypniewski, który przejął zakład swojego ojca 27 lat temu. I chętnie opowiadał o swojej pasji, bo tak nazywa kamieniarstwo. – Pomnik powstaje w wyniku rozmowy z człowiekiem. Powstaje długo, bo każdego detalu trzeba dotknąć: dosłownie i symbolicznie – dłonią, okiem, sercem.O sercu, jakie trzeba mieć w rzemieślniczym fachu, mówią też inni nominowani do nagrody. – Czasem zajmuję się zupełnym drobiazgiem, np. odprasowaniem czapki. Ale wtedy jakbym tchnęła w nią nowe życie – mówi Alina Cieszkowska, której przodek w 1886 r. założył firmę. Początkowo powstawały tu meloniki i cylindry. Dziś w pracowni przy ul. Targowej 18 można kupić czapkę a’la Sherlock Holmes albo kapelusz a’la Rokita. – Przychodzą klienci z całego miasta – wyjaśnia Cieszkowska. – Młodsi kupują, a starsi chcą naprawić, powiększyć, wymienić daszek.Myśli o poszerzeniu oferty. – Może damskie kapelusze i rękawiczki – zastanawia się.

Rzemieślnicy, jak wytrawni przedsiębiorcy, walczą o klienta. U Marii Rateńskiej z ul. Oleandrów 4 parasole zamawiają stołeczne teatry i Kancelaria Prezydenta. W zakładzie rymarskim Katarzyny Słojowskiej przy ul. Hożej 25a można przeczytać zachęcający napis: „Świata nie zmienię, ale pasek mogę”.

Rzemieślnicy, pytani o receptę na sukces, wymieniają trzy wartości: rodzinę, wytrwałość i ciężką pracę. – Właśnie ze względu na takie cechy trzeba rzemieślników hołubić. To oni podtrzymują tożsamość Warszawy. Są silni, przetrwali czas, gdy uważano ich za zgniłych kapitalistów i gnębiono finansowo – mówił Jan Jabłkowski, przedsiębiorca i pomysłodawca konkursu. Zapowiedział, że na razie go zawiesza, bo przygotowuje się do inwestycji. Ale nadal będzie promował środowisko rzemieślników.