To o 3 punkty procentowe więcej niż na początku października. Partię Jarosława Kaczyńskiego popiera dwukrotnie mniej wyborców - 20 procent. Dokładnie takie samo poparcie PiS miało dwa tygodnie wcześniej. I tylko te dwie partie wprowadziłyby swoich przedstawicieli do Sejmu. Przy takim układzie sił partia Donalda Tuska zdobyłaby 311 mandatów, a więc mogłaby odrzucać weto prezydenta i nawet zmienić konstytucję. PiS-owi przypadłoby w udziale 147 miejsc w Sejmie.
Ani SLD ani PSL nie przekroczyły w tym badaniu 5-procentowego progu, a więc nie uczestniczyłyby w podziale mandatów. Na skłóconą wewnętrznie lewicę, która nie jest w stanie odnaleźć się w opozycji, chce obecnie głosować 4 procent obywateli. Nie lepiej ma się współrządzące Polskie Stronnictwo Ludowe. Partię wicepremiera Waldemara Pawlaka popiera również tylko 4 procent wyborców. Takie samo poparcie obie partie miały również na początku października. Co czwarty z ankietowanych nie wie, na kogo by zagłosował gdyby wybory odbywały się w najbliższym czasie.
To już drugi sondaż GfK Polonia, z którego wynika, że przyszły Sejm mogą między sobą podzielić dwie partie prawicowe. Jak się okazuje awantura między prezydentem, a premierem dotycząca wyjazdu na szczyt w Brukseli, która miała miejsce w okresie między tymi badaniami niewiele zmieniła w układzie sił na scenie politycznej. Platforma nieco zyskała w sondażach. Ani główni gracze się nie osłabili, ani mniejsze partie, które nie uczestniczyły w tej awanturze nie zyskały a sondażach. Dlaczego?
- To znak, że społeczeństwo ma doskonale wyrobione zdanie na temat wszystkich partii i nawet potężna awantura nie jest w stanie tego zmienić - komentuje prof. Kazimierz KiK, politolog z Uniwersytetu Humanistyczno-Przyrodniczego w Kielcach. W opinii politologa ludzie powoli zniechęcają się do całej klasy politycznej. - Duże partie jeszcze się trzymają, bo ciągle panuje sprzyjający klimat dla prawicy, a poza tym na scenie politycznej nie widać dla nich alternatywy - ocenia Kik. - Natomiast mniejsze partie osuwają się poniżej progu wyborczego. Politolog nie wierzy jednak, że w dniu wyborów Polacy postawią tylko na dwie partie i to obie prawicowe.
- Widać, że wyborcy czekają na pojawienie się jakiejś nowej formacji, nie wykluczone więc, że przed następnymi wyborami pojawi się ugrupowanie populistyczne i to ono wypełni pustkę na scenie politycznej - komentuje Kik.