Człowiek ten był odpowiedzialny za liczne akty sabotażu i zamachy w prowincji Ghazni. Między innymi za napaść na konwój polskich żołnierzy, do którego doszło 10 sierpnia. W wyniku ran postrzałowych poległ wówczas kapitan Daniel Ambroziński.
Od tego czasu żołnierze koalicji tropili Kudusa na terenie całej prowincji. Lidera talibów ostatecznie udało się dopaść w październiku, ale dopiero teraz wywiad potwierdził, że rzeczywiście został on wyeliminowany. – Mamy informacje od różnych służb, że mułła Kudus nie żyje – powiedział PAP Robert Rochowicz, rzecznik Ministerstwa Obrony Narodowej. Dodał przy tym, że w operacji zabicia mułły wzięli udział polscy żołnierze.
Jak podał TVN 24, udało im się go wytropić w niedostępnej górskiej kryjówce za pomocą samolotów bezzałogowych. Gdy potwierdzono, że jest na miejscu wraz ze swoimi 30 ludźmi, przypuszczono atak. W odnalezieniu obozowiska Kudusa mieli pomóc również zwykli Afgańczycy, mieszkańcy okolicznych wiosek, którzy byli okradani i zmuszani do finansowania szajki talibów.