[b]Rz: Nic nie wskazywało na to, że może pan wypaść poza pierwszą trójkę. Przewaga wydawała się bezpieczna. Co się stało?[/b]
[b]Adam Małysz:[/b] Nie ukrywam, że jestem załamany, bo taka szansa może się już nie powtórzyć. Gdybym skakał tak jak w piątek, prawdopodobnie walczyłbym z Ammannem o złoty medal. Ale sobotnie skoki były zupełnie inne, choć po serii próbnej wydawało się, że nie ma powodów do obaw.
[b]Wyraźnie zabrakło panu odległości. Czy obniżenie belki startowej miało na to wpływ?[/b]
Przy mniejszej prędkości na progu warunki atmosferyczne mają decydujące znaczenie. Jak nie ma noszenia, tego dobrego, przyjaznego wiatru, to można zapomnieć o dalekim locie. Ale ja pierwszy skok wyraźnie spóźniłem, to moja wina. Trochę przysnąłem na progu i później nie mogłem nic zrobić, bo leciałem zbyt nisko. W drugim skoku na progu było całkiem fajnie, ale później dostałem mocne uderzenie powietrza w lewą nartę, która poszła mocno w górę, za głowę. Trochę mnie przekręciło, wyhamowałem szybkość i nie było już z czego odlecieć. Musiałem popełnić jakiś błąd, ale nie wiem jaki.
[b]Wiedział pan, że musi pobić rekord życiowy, by obronić drugie miejsce?[/b]