Zakaz ostentacyjnego słuchania muzyki w obecności kibiców podzielił włodarzy francuskich klubów, ale znalazł gorących zwolenników. Wśród nich są prezes beniaminka francuskiej ligi Brestu, Michel Guyot i prezes potentata - Olympique Marsylia, Jean-Claude Dassier.
- Ludzie mają dość tych słuchawek i lekceważenia. Jeśli nasi piłkarze wysiądą z autobusu albo z samolotu słuchając muzyki, będą karani. Jeśli tak będą się zachowywać w otoczeniu kibiców zostaną zawieszeni - stwierdził Guyot. Działacz punktuje jednego z prowodyrów buntu w RPA - Thierry'ego Henry'ego. Wskazuje, że mimo iż na mundialu ze słuchawkami się nie rozstawał to potrafił uszanować prezydenta Francja Nicolasa Sarkozy'ego, z którym spotkał się po powrocie do kraju.
Włodarze innych klubów mają dość aroganckich zachowań piłkarskich gwiazdorów, ale od zakazów są dalecy. - To chyba problem społeczny. Mam wrażenie, że dla młodego człowieka samo powiedzenie "dzień dobry", jest już skrajnym wysiłkiem - przekonuje prezes Caen Jean-Francois Fortin.
Nowy trener reprezentacji Francji Laurent Blanc już zapowiedział, że nie będzie karać buntowników z RPA. Nie jest wykluczone, że będzie musiał wprowadzić zasady dzięki, którym okiełzna ich temperamenty. Zdjęcie słuchawek z głów graczy może być pierwszym krokiem.
Pewne jest tylko to, że do reprezentacji nie wróci najbardziej rozkapryszony z francuskich gwiazdorów. Nicolas Anelka, który w RPA naubliżał trenerowi dostał wilczy bilet.