A jednak im więcej dociera do mnie takich głosów, im bardziej mówi mi się o jedności, o potrzebie zakończenia żałoby, o wyciszeniu i przezwyciężeniu podziałów politycznych, tym bardziej ogarniają mnie wątpliwości. Bo czy możliwe jest pojednanie bez spełnienia co najmniej dwóch warunków? Pierwszy to okazanie większej troski o upamiętnienie ofiar, drugi to wyciągnięcie konsekwencji wobec odpowiedzialnych za tragedię.
Bez tego szlachetne napomnienia pozostaną, obawiam się, bez odzewu. W najlepszym wypadku staną się frazesami, w gorszym wielu może je uznać za próbę tuszowania prawdy. To, że prezydent nie doczekał się w Warszawie osobnego pomnika i że do tej pory nikt nie poniósł politycznej odpowiedzialności za katastrofę, utrudnia rzeczywiste pojednanie.