W tym roku politycy nie będą spoglądać na nas z góry z ogromnych billboardów, bo na takich powierzchniach reklama polityczna została zakazana.
Za to jesienią spotkamy się z nimi niemal na każdym przystanku tramwajowym i autobusowym, a także w warszawskim metrze. Bo tzw. citylighty, czyli podświetlane powierzchnie reklamowe na wiatach przystankowych, to jedne z nielicznych dozwolonych miejsc dla promocji partii politycznych.
W ubiegłym roku Sejm zakazał prowadzenia kampanii wyborczej na wielkopowierzchniowych billboardach, a także emitowania płatnych reklam w radiu i telewizji (będą tylko bezpłatne programy wyborcze).
Dozwolone są reklamy na powierzchni nie większej niż 2 metry kwadratowe. W dużych miastach są to zwykle wspomniane citylighty. Partie zaczęły je już rezerwować na jesienne wybory. – Jest bardzo duże zainteresowanie wszystkich partii politycznych citylightami – potwierdza Grażyna Gołębiowska z firmy AMS, która dysponuje ponad 11 tys. takich powierzchni reklamowych. – Głównie chcą je rezerwować na październik.
Partie jednak nie są skłonne do ujawniania planów. Według nieoficjalnych informacji jedynym ugrupowaniem, które zrobiło rezerwację citylightów, jest PO. Sekretarz generalny partii Andrzej Wyrobiec zaprzecza jednak tym pogłoskom. – Zebraliśmy na razie oferty od operatorów, ale nie podjęliśmy decyzji – mówi "Rz".