Muammar Kaddafi, który przez 42 lata twardą ręką rządził krajem, został zabity podczas porannego szturmu na jego rodzinne miasto Syrtę. Osaczony przez powstańców w ostatniej chwili próbował się ratować ucieczką. Jego konwój został ostrzelany przez samoloty NATO. Potem dopadli go rebelianci. Rany okazały się śmiertelne.
– Świat został uwolniony od groźnego szaleńca. Bez niego Libia ma większe szanse na pojednanie i budowę normalnego państwa – mówi „Rz" prof. Abdullahi an Naim, ekspert prawa międzynarodowego z amerykańskiego uniwersytetu Emory.
Libijscy powstańcy od połowy lutego próbowali obalić brutalną dyktaturę. Kaddafi nie zamierzał się jednak poddać. Ze swojej kryjówki buńczucznie zapowiadał, że nigdy nie opuści kraju i będzie walczył do ostatniej kropli krwi. Jeszcze we wtorek amerykańska sekretarz stanu Hillary Clinton mówiła w Libii, że liczy na szybkie schwytanie lub zabicie dyktatora.
Libijskim władzom bardziej na rękę mogła być jego śmierć. Krwawy tyran był ścigany przez Międzynarodowy Trybunał Karny w Hadze, ale Narodowa Rada Libijska zapowiadała, że nie wyda go w obce ręce.
– Byłoby to przez wielu Libijczyków uznane za zdradę. A postawienie Kaddafiego przed sądem w kraju wywoływałoby dalsze podziały. Tymczasem głównym wyzwaniem stojącym przed nowymi władzami jest zjednoczenie kraju. Śmierć dyktatora wszystkich pogodziła – mówi „Rz" Wafik Moustafa z Conservative Arab Network w Londynie.