Wojciech Szczęsny, Robert Lewandowski, Łukasz Piszczek i reszta tych, którzy są pewni miejsca w podstawowym składzie, zmienili plany i jednak przyjechali z Lienzu na mecz do Klagenfurtu. Rozsiedli się wygodnie w loży honorowej, z dużymi słuchawkami na uszach, od czasu do czasu podpisali rzuconą flagę, albo koszulkę i ze spokojem zerkali na boisko. Ze spokojem, bo nikt z tych, którym dał szansę Franciszek Smuda, nie olśnił.
Ten mecz od początku zapowiadany był jako przegląd rezerwowych. Dla niektórych było to spotkanie o być, albo nie być w kadrze na Euro. Za cztery dni Smuda przedstawi ostateczną listę zawodników, którzy wezmą udział w turnieju, uboższą o trzy nazwiska. Wydaje się, że wczoraj do grupy szykującej się odjazdu zgłosił się Tomasz Jodłowiec. Grał jako stoper, popełniał błędy, a gdy w drugiej połowie jeden z nich rywale prawie zamienili na bramkę, wściekły Smuda natychmiast zmienił go na młodego Marcina Kamińskiego.
Słabo wypadł także Michał Kucharczyk, który w drugiej połowie ustawiony został na prawym skrzydle. Trener nie widzi go, jako środkowego napastnika, a jednak na innych pozycjach Kucharczyk ma dużo mniej do zaoferowania. Smuda chciał się także bliżej przyjrzeć Sebastianowi Boenischowi, który w tym sezonie zagrał tylko w kilku spotkaniach Werderu Brema. Zaległości widać, chyba także jeśli chodzi o sylwetkę.
Przez 55 minut w ataku grał Paweł Brożek, był mało widoczny, błysnął w jednej akcji w pierwszej połowie, gdy po podaniu Kamila Grosickiego pięknie odegrał do Rafała Wolskiego. Po przerwie zmienił go Artur Sobiech i w 82. minucie zamienił dośrodkowanie Grosickiego na gola. Czy był lepszy od Brożka? Tylko o gola. Modlitwa o zdrowie Roberta Lewandowskiego powinna już przyjąć formę litanii.