Jest pan zadowolony z Euro?
Jan Englert:
Bardzo! Przede wszystkim z przebiegu turnieju, ponieważ uświadomiliśmy sobie ważne rzeczy, związane również z naszą reprezentacją. Do ćwierćfinałów przeszły drużyny reprezentujące kraje, w których działają profesjonalne struktury piłkarskie, a rzemiosło jest wysoko postawione. Wszędzie tak jest, że na tysiąc rzemieślników rodzi się jeden artysta. Tylko u nas bywa inaczej: na tysiąc rzekomych artystów przypada jeden prawdziwy rzemieślnik. A i on się wstydzi, że jest rzemieślnikiem! A co daje rzemiosło? Nawet jeśli rzemieślnicy mają słabszy dzień, nie zejdą poniżej pewnego poziomu.
A jak jest u nas?
Dominuje myślenie magiczne. Miesza się do sportu martyrologię, husarię, Bitwę Warszawską, opatrzność, nadzieje finansowo-ekonomiczne i leczenie polskich kompleksów: marzenie, że ktoś nas wreszcie dostrzeże i doceni. Polska skłonność do dęcia w surmy bojowe przy byle okazji jest denerwująca. Wolę rzemiosło.