Czy wygrała Pani dzięki literze „W", którą PiS wyniósł na sztandary?
Między innymi, ale nie przeceniałabym tego. Wiem, że u wielu osób wywołało to niesmak. Od wielu lat jestem zżyta z środowiskami powstańczymi - mój ojciec walczył w tym samym batalionie „Baszta", co ojciec braci Kaczyńskich. I widziałam reakcje tego środowiska. Ale myślę też, że bardzo ważny był fakt zmiany sposobu komunikowania się z mieszkańcami. Oni to naprawdę doceniają.
Czy jest Pani zwolenniczką pomysłu prezydenta Bronisława Komorowskiego podniesienia progu frekwencji przy odwoływaniu prezydentów i burmistrzów?
Zdecydowanie tak. W tym roku będzie około 100 referendów. Na rok przed wyborami to destabilizuje sytuację. Gdyby referendum w Warszawie było udane, najpierw byłby komisarz, potem wcześniejsze wybory, a potem w listopadzie kolejne, planowe. Byłby wielki bałagan prawny. Paradoks obecnego rozwiązania najlepiej obrazuje fakt, że obecny pułap frekwencji w referendum pozwala tego samego człowieka najpierw odwołać, a potem wybrać go nawet w pierwszej turze przyśpieszonych wyborów.
Ale z tych prawie 100 referendów, tylko kilka okazało się ważnych. Gdy sytuacja jest wyjątkowa, obywatele powinni mieć prawo odwołania prezydenta. Zresztą sama pani przyznała, że pod wpływem referendum zmieniła pani styl rządzenia miastem.
Na rok przed wyborami referendum to tylko zamieszanie. Niestety, referenda nie dotyczą tylko wyjątkowych przypadków, jakichś wielkich skandali. Przecież w Warszawie nic takiego nie miało miejsca.
A podoba się Pani druga część propozycji prezydenta: obniżenie wymagań frekwencyjnych, jeśli idzie o referenda merytoryczne. Nietrudno sobie wyobrazić, że Piotr Guział zbierze szybko wymaganą liczbę podpisów i przeprowadzi referendum nad jakimś projektem, który komplikuje pani życie.
Tu mam inne zdanie niż prezydent. Kontrakt wyborczy jest tak krótki - cztery lata - że wprowadzanie demokracji bezpośredniej do zarządzania miastem sparaliżuje władzę. To nie jest słuszne.
W kampanii oczywiście nie mówiła pani o swoich porażkach. Co pani uważa za największą z nich? To, że przepędziła pani kupców z prowizorycznych hal na Placu Defilad, ale nie zdołała pani tam zbudować Muzeum Sztuki Nowoczesnej? To, że 2/3 miasta wciąż nie ma planu zagospodarowania przestrzennego?
Gdy przyszłam tylko 13 proc. miasta miało plany. To jest mój priorytet, przyjmujemy plany bardzo systematycznie. Ale największy problem to uporanie się z dekretem Bieruta [oznaczał nacjonalizację gruntów i nieruchomości po wojnie - red]. To stanowi barierę w rozwoju Warszawy w porównaniu z innymi miastami. Weźmy ów nieszczęsny plac Defilad. Gdy przyszłam do ratusza było 6 roszczeń do tego terenu, a teraz są 32 roszczenia. Jest taka nowa taktyka. Gdy coś chcemy sprzedać, to dopiero wtedy ujawniają się osoby twierdzące, że mają roszczenia.
Dlaczego pani mając tak silne umocowanie polityczne, nie jest w stanie załatwić rozwiązania tej kwestii z rządem? Bez pomocy budżetu centralnego, miasto sobie nie poradzi.
Rządząc Warszawą Lech Kaczyński też miał gotową ustawę. I PiS jej nie przyjął.
Próbujemy to rozwiązać na razie częściowo. Senat pracuje nad ustawą, która da Warszawie na ten cel 200 mln złotych co roku przez trzy lata.
Czy Warszawie odbijają się czkawką problemy Mazowsza? Skąd taka fatalna sytuacja województwa?
Mamy inną strukturę przychodów. Nasze dochody opierają się głównie na podatku od osób fizycznych (PIT) a województwa na podatku od przedsiębiorstw (CIT). A w tym roku najniższe są dochody z CIT. Trzeba pamiętać też, że dostaje się CIT proporcjonalny do liczby pracowników firmy w danej gminie.
Czyli Warszawa jest niezależna finansowo od Mazowsza?
Tak.
Warszawa ma niemal 50 proc zadłużenia - to był jeden z argumentów pani przeciwników. Czy to bezpieczne dla miasta?
Gdy przychodziłam to zadłużenie wynosiło niecałe 40 proc, a dziś to 48 proc. Po sześciu latach to nie taki duży wzrost. Zadłużenie wzrosło, ponieważ zrobiłam wielkie inwestycje. Dopłacam ponad 2,5 mld rocznie do transportu, 20 proc. budżetu idzie na edukację. 15 mld poszło na duże inwestycje. 10 mld to były inwestycje spółek - metro, tramwaje, autobusy. W Warszawie w ostatnich 7 lat samorząd i spółki samorządowe zainwestował 25 mld złotych! Rząd w tym czasie zainwestował 9 mld.
Podniesienie cen biletów okazało się kroplą, która przepełniła czarę goryczy. To wtedy podpisy pod referendum zaczęły przyrastać lawinowo.
Moi poprzednicy nie podwyższali cen biletów, uważając to za drażliwy temat.
Byłam przekonana, że skoro nastąpiła tak wielka zmiana jakości transportu - nowe składy tramwajów i autobusów, cztery linie SKM - mieszkańcy zrozumieją podwyżkę. Myliłam się.
Ceny biletów nastąpiły długo po tym, jak podniesiony został standard. Proszę pamiętać, że miasto dziś dopłaca 70 proc. kosztów każdego przejazdu.
Jak kupuję bilet na przejazd pokrywam tylko 30 proc. kosztów? Czy te spółki nie przesadziły z inwestycjami?
Nie, część taboru miała nawet 30 lat, już się nie dało się tym jeździć. Chcę wprowadzić Kartę Warszawiaka, która da rozliczającym swój PIT w Warszawie zniżki na przejazdy. Ale to ważne nie tylko dla transportu. Gdy uzależniliśmy przyjęcia do przedszkoli od płacenia podatków w Warszawie, o kilkadziesiąt tysięcy wzrosła liczba podatników w stolicy.
Ile osób realnie mieszka w Warszawie, a nie płaci podatków?
To tak samo jak z szarą strefą, nie można tego dokładnie oszacować. Jedni mówią o 200 tys, inni o pół miliona.
Jeśli mowa o komunikacji: co z metrem? Kiedy będzie gotowy pierwszy odcinek II linii?
Za rok. Skończymy go jesienią 2014 r. Następnie ruszamy z budową trzech stacji z jednej i trzech z drugiej strony - od Targówka do końca Woli. Mamy na to już zapewnione pieniądze ze środków unijnych. Potem byśmy chcieli zbudować kolejne trzy stacje do Chrzanowa i też do Bemowa.
Zwycięstwo w Warszawie nie zmienia faktu, że od pół roku sondaże Platformy są poniżej PiS. Oceny premiera i rządu dołują. Co PO musi zmienić, żeby się odbić?
Na pewno premier zrobi rekonstrukcję rządu. Ostatnie miesiące to był dla partii specyficzny czas — po raz pierwszy wybieraliśmy przewodniczącego w wyborach bezpośrednich, teraz trwają jeszcze wybory szefów regionów PO.
Trafiło to panią rykoszetem. Musiała pani zostać szefową struktur warszawskich PO, bo inaczej doszłoby do jatki między wspieraną przez premiera Małgorzatą Kidawą-Błońską, a posłem Marcinem Kierwińskim, związanym z Grzegorzem Schetyną.
Uznałam, że gdyby napięcie się zwiększyło to może zaszkodzić i mnie, i Warszawie.
W sytuacji, kiedy pani się broniła przed odwołaniem unikając szyldu PO, musiała pani zostać szefową partii w stolicy, żeby konkurencyjne grupy się nie powybijały.
We wszystkich partiach są tarcia podczas wyborów wewnętrznych.
Jest pani prawnikiem, słynie pani z przywiązania do procedur. Jak zatem się pani podoba powszechne w PO pompowanie kół przed wyborami?
W Warszawie do tego nie dochodziło. Powiem tak: nie akceptuję tego. Wicemarszałek Sejmu Cezary Grabarczyk odpowiedzialny za przygotowanie nowego statutu partii zapewnia, że wprowadzone zostaną nowe rozwiązania, które uniemożliwią dopisywanie fikcyjnych członków.