Takiej możliwości już nie ma. Kijów powinien się liczyć z głosem milionów ludzi, którzy poszli do urn w niedzielę. Jeżeli tego nie zrozumieją, będziemy musieli kontynuować naszą walkę. Tyle, że ta walka zakończy się porażką Ukrainy, która przestanie istnieć w dotychczasowych granicach. Przytaczając stare rosyjskie przysłowie: kto z mieczem przyjdzie, ten od miecza zginie.
Rz: Czym jest operacja antyterrorystyczna, którą Kijów przeprowadza na wschodzie Ukrainy?
To jest operacja pacyfikacyjna prowadzona przeciw własnemu narodowi. O jakich możemy mówić terrorystach, jeżeli na ulice miast Donbasu wyszły miliony ludzi. Tysiące zapisały się do oddziałów samoobrony. Dla mieszkańców Doniecka referendum był świętem. W Kijowie ciągle mówią, że Rosjanie powinni wyjechać do Rosji. Nareszcie wyjeżdżamy i zabieramy ze sobą swoją ziemie.
Więc jakie wyjście ma Kijów?
Po pierwsze, ukraińskie władze powinny zakończyć tak zwaną operację antyterrorystyczną. Po drugie, powinny uznać wyniki referendum i zacząć pokojowy „proces rozwodowy" z Donbasem. Tylko wtedy będziemy mogli rozważać, w jakim kierunku pójdą nasze stosunki z Ukrainą. Co prawda mam ogromne wątpliwości, czy tacy ludzie jak Awakow, Turczynow, Jaceniuk, Poroszenko czy Kołomojski będą w stanie usiąść przy okrągłym stole, ponieważ to oni doprowadzili do wojny domowej. To oni rozpoczęli operację pacyfikacyjną pod pretekstem obrony ukraińskiej ziemi, która już de facto nie jest ukraińska. W okresie tak zwanej niepodległości na wschodzie kraju ciągle dochodziło do łamania praw rosyjskojęzycznej większości. Działania te doprowadziły do powstania niepodległych republik i w konsekwencji na całym południowo-wschodnim regionie odrodzi się historyczna Noworosja. Ludzie mają dosyć życia pod piętą bandyckich oligarchów i zdradliwych polityków, którzy działają w interesach Zachodu.
Moskwa jednak nie śpieszy się z realizacją krymskiego scenariusza w Donbasie. Czy nie jesteście tym rozczarowani?